UMCS zapowiedział zwolnienie około 400 osób obsługi z powodu fatalnej sytuacji finansowej. Uczelnia jest zadłużona na 54 mln zł. Pikietujący trzymali transparenty z hasłami: "Restrukturyzacja wg UMCS wypowiedzenia dla sprzątaczek, nowa toyota dla rektora", "Uniwersytet w służbie ludu, nie kosztem ludu", "Żądamy uznania postulatów związków zawodowych i jawności audytu! Outsourcing to wyzysk!". Protestujący chcieli wejść do budynku uczelni na inaugurację, ale ochrona nie pozwoliła na to. Rektor, naukowcy i goście udający się na uroczystość przeszli wśród pikietujących nie zatrzymując się. Ludzie rzucali jajkami w stronę rektora uczelni i ochroniarzy. Posłuchaj relacji reportera RMF Krzysztofa Kota: Jarosław Niemiec ze stowarzyszenia Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej, które wspiera zwalnianych pracowników UMCS, powiedział, że zadłużenia uczelni nie da się spłacić dzięki zwalnianiu ludzi zarabiających po 800 zł miesięcznie. Podkreślił, że planowane zaangażowanie firm zewnętrznych nie przyniesie dużych korzyści, a zwolnienia oznaczają wielkie koszty społeczne. - W takim mieście jak Lublin, to wyrok ubóstwa, to wprowadzenie człowieka na równię pochyłą, na końcu której czeka na człowieka bieda, bezdomność, wykluczenie społeczne - powiedział Niemiec. Protest przeciwko zwolnieniom na UMCS wystosowało Porozumienie Kobiet 8 Marca. Jego sygnatariusze zaapelowali do władz uczelni o "sprawiedliwe i odpowiedzialne rozwiązanie problemu zadłużenia uczelni". Napisali, że oszczędności nie należy czynić kosztem najbardziej poszkodowanych grup, które nie ponoszą odpowiedzialności za zadłużenie. "Projekt przetargu dla firm zewnętrznych, które miałyby dostarczyć nowych pracowników po niższych kosztach w praktyce oznacza zatrudnienie połowy dotychczasowych pracowników na zasadach urągających prawu pracy i podstawowej sprawiedliwości" - czytamy w tekście listu. Podpisali go m.in. prof. Maria Janion, prof. Stanisław Obirek, prof. Irena Grudzińska-Gross, Izabela Jaruga-Nowacka, Hanna Samson, Kinga Dunin. Kanclerz UMCS Mirosław Urbanek powiedział, że władzom uczelni jest przykro z powodu protestu odbywającego się w dniu, który dla uczelni jest świętem. Podkreślił jednak, że aby na UMCS odbywały się kolejne inauguracje, musi być przeprowadzona restrukturyzacja. - Bez tych działań trudno myśleć o rozwoju i o przetrwaniu tego uniwersytetu - zaznaczył. Urbanek dodał, że z pracownikami obsługi i związkami zawodowymi potrzebne są jeszcze rozmowy. - Oni ochłoną, my ochłoniemy i będzie jeszcze miejsce na spotkanie. Są rzeczy do omówienia, które polegają na tym, jak zwolnić, jak dać jeszcze jakieś wsparcie socjalne. Natomiast odwrotu, co do działań restrukturyzacyjnych chyba już nie będzie - powiedział. Planowane zwolnienia grupowe mają objąć około 400 pracowników obsługi - m.in. pracowników technicznych, portierów, szatniarzy, sprzątaczek. Władze uczelni liczą, że około połowa tych ludzi znajdzie zatrudnienie w firmach zewnętrznych, które przejmą obowiązki zwolnionych pracowników etatowych. Restrukturyzacja ma być przeprowadzona do końca marca przyszłego roku. Władze UMCS tłumaczą, że budżet płac uczelni to ok. 170 mln zł i jest on o 8 mln zł wyższy niż kwota dotacji podstawowej, jaką otrzymuje uniwersytet, a od 1993 r. każdy kolejny budżet UMCS zamykał się deficytem. Zdaniem Urbanka średni poziom zatrudnienia obsługi i administracji w uczelniach wyższych jest niższy o ok. 20 proc. w stosunku do UMCS. W UMCS zatrudnionych jest ogółem prawie 3,5 tys. osób, w tym nauczyciele akademiccy to 1843 osoby, pracownicy techniczni i służby bibliotecznej - 438 osób, administracji - 488 osób, a pracownicy obsługi - 691.