Dariusz Banaszuk, trener Podlasia: W I połowie rozegraliśmy dobre zawody. Pierwsza bramka padła po bardzo ładnej, prostopadłej piłce Mirończuka. Jesionek bardzo przytomnie wszedł między dwóch środkowych obrońców, oddał bardzo precyzyjny strzał, 1:0 dla nas. Nie cieszyliśmy się zbyt długo prowadzeniem. Zespół gospodarzy wyrównał - strata w polu karnym, piłka wpada pod nogi przeciwnika i błąd linii obrony wykorzystuje Polonia. 1:1. Strzelamy bramkę w 17. minucie. Bojarczuk przytomnie zamyka akcję z lewej strony w polu karnym. Mamy 2:1 i w sumie mamy więcej sytuacji. Do jednej z nich dochodzimy w końcówce I połowy. W sytuacji "jeden na jeden" Guzek mija bramkarza. Wydaje się, że piłka zmierza do pustej bramki, jednak ostatecznie minimalnie ją mija. W międzyczasie gospodarze mieli trzy rzuty wolne. Przy pierwszym - spokojna interwencja Jekimowa, pozostałe to dwa niecelne strzały nad poprzeczką. W 53. minucie drugą żółtą kartkę otrzymał zawodnik Polonii i wydawało się, że powinniśmy kontynuować ten mecz po swojemu. Był to jednak punkt zwrotny - po tej kartce drużyna gospodarzy niesamowicie skonsolidowała się. My natomiast zupełnie w jakiś sposób zgubiliśmy rytm gry. Po jednym ze stałych fragmentów gry - rzucie wolnym z prawej strony jeden z niższych [171 cm - red.] zawodników uprzedził Bartka Więckowskiego [182 cm - red.] i pakuje głową piłkę do bramki na 2:2. W 79. minucie czarnoskóry zawodnik gospodarzy uderzył z okolicy szesnastego metra. Piłka skozłowała, fatalny, ewidentny błąd popełnił Jekimow. Futbolówka wypadła mu z rąk i wtoczyła się do bramki. Już do końca spotkania mimo prób nie udało nam się wyrównać. Czego zabrakło, aby utrzymać wynik? Po prostu nastąpiła dekoncentracja. Zabrakło spokoju, pogrania piłką. Zawodnicy zanadto się rozluźnili - pomyśleli: "gramy w przewadze, wygrywamy 2:1, nic nam się nie może zdarzyć". Okazało się to złudne i zemściło się na nas. Michał Laudy