Jak pisze "Kurier Lubelski", w nocy z soboty na niedzielę przed klubem przy ul. Skłodowskiej wybuchło wielkie zamieszanie. "Zaczęło się od tego, że zapytaliśmy, czy możemy wejść do środka" - opowiada Sebastian K. "To była bardzo krótka rozmowa. Poprosiliśmy o wpuszczenie, a w odpowiedzi ja i kolega zostaliśmy uderzeni po twarzy" - dodaje pokrzywdzony. Odeszliśmy, stanęliśmy po drugiej stronie ulicy. Ktoś z nas zadzwonił do dziewczyn, żeby wyszły. Jak wynika z relacji świadków, sytuacja wymknęła się błyskawicznie spod kontroli. Kiedy kobiety próbowały zareagować i uspokoić ochronę, jedna z pań została uderzona. "Potem zupełnie bez powodu ochroniarze pobiegli na drugą stronę ulicy, do naszych chłopców, i zaczęli bić każdego, kto nawinął się im pod rękę" - dodaje Magdalena, przyszła bratowa Sebastiana K. "Ci ludzie zachowywali się jak w amoku. Nagle jeden z nich zdzielił mnie kijem bejsbolowym. Moja koleżanka próbowała ich powstrzymać, by nie kopali naszego kolegi. Wtedy jeden z osiłków z całej siły odepchnął ją, uderzył w twarz, potem tłukł o maskę samochodu. Ukruszył jej zęba, koleżanka ma też złamany nos". Ktoś zadzwonił po policję. Na miejsce przyjechały trzy radiowozy i dwie karetki. Policjanci przed lokalem złapali tylko jednego bramkarza. "Musieli wyciągnąć broń, bo nie chciał położyć się na ziemi" - opowiadają świadkowie. Jego dwóch kolegów policja wyciągnęła z dyskoteki. "Na razie ochroniarzom postawiliśmy zarzuty udziału w pobiciu" - informuje Agnieszka Pawlak z Zespołu Prasowego Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Ochroniarze wrócili do pracy. Na policji nie przyznali się do incydentu. Właściciel lokalu nie ma swoim ludziom nic do zarzucenia. Według relacji szefa klubu, incydent miał zupełnie inny przebieg. "Nasi pracownicy nie chcieli wpuścić tych panów, ponieważ wśród nich zobaczyli człowieka, który wzbudził ich podejrzenia. Był cały w tatuażach, mógł być powiązany z półświatkiem. Dbamy o dobre imię klubu, a przede wszystkim o bezpieczeństwo naszych gości. Dlatego starannie selekcjonujemy osoby, które do nas przychodzą. Ci panowie nie chcieli tego uszanować, więc zaczęli się awanturować i szarpać". Czy ochroniarze musieli bić także kobiety? "Bronili się. Przecież one rzuciły się im z pazurami do oczu. To nie pierwsze takie oskarżenia. Zwykle chodzi o to, aby wyłudzić od nas jakieś odszkodowanie. Mamy dowody i będziemy się bronić".