Mimo próśb była betanka nie chce pójść do szpitala. Wierzy, że uleczy ją Duch Święty Z trudem utrzymuje się na nogach i prawie nie mówi. Jest słaba. Zwalona chorobą, całymi dniami leży na łóżku. Właśnie w takim tragicznym stanie zastali Jadwigę Ligocką policjanci, którzy dokonywali eksmisji zbuntowanych sióstr z klasztoru w Kazimierzu Dolnym. Powoli, ale skutecznie zabija ją nowotwór krtani. - Cierpi, ale tłumaczy, że Chrystus też cierpiał - przyznaje nasz informator. Miłość do Boga ją wyleczy O tym, że siostra Jadwiga jest chora, opowiadają rodzice zbuntowanych sióstr. Choć bronią Jadwigi, przyznają, że jej stan zdrowia jest zły. - Jej dobro i miłość do Boga zwalcza chorobę - zapewnia matka eks-betanki z Karczmisk. Eksmisja zbuntowanych sióstr z klasztoru w Kazimierzu Dolnym tylko potwierdziła wcześniejsze przypuszczenia. Prokuratorzy, którzy chcieli wtedy przesłuchać Ligocką jako podejrzaną w sprawie naruszenia miru domowego, musieli odstąpić od tego zamiaru. Właśnie z powodów zdrowotnych. Będą jej szukać - Absolutnie nie może brać udziału w czynnościach prokuratury - lekarz badający Ligocką tuż po wyjściu z klasztoru uciął wszelkie wątpliwości. Śledczy nie chcą jednak ujawnić przyczyn, dla których kobiety nie można było przesłuchać. - Pani Jadwiga L. przedstawiła świadectwo lekarskie, z którego wynikało jasno, że nie może być przesłuchiwana. Dostała wezwanie na inny termin - potwierdza Dariusz Lenard, szef Prokuratury Rejonowej w Puławach. Oczywiście kobieta je zignorowała. W doręczeniu kolejnego wezwania mają pomóc policjanci. Pismo z wezwaniem powędrowało do ostatniego znanego meldunku eks-betanki, gdzieś na Śląsk. Jeśli misja policjantów się nie powiedzie, prokuratura nie zawaha się zarządzić ogólnopolskich poszukiwań byłej zakonnicy. Pod warunkiem, że nie będzie za późno. Kobieta, która opowiada, że nawiedza ją Duch Święty, jest przecież ciężko chora. Wspólnie ze swoimi podopiecznymi, które patrzą w nią jak w obraz, Jadwiga zaszyła się na Lubelszczyźnie. Jest przekonana o swej wyjątkowości i o tym, że prowadzi ją sam Stwórca. Jeśli zechce, odejmie od niej chorobę. Dlatego nie myśli nawet, aby skontaktować się z lekarzem. - Jak wy nic a nic nie rozumiecie. Jej lekarz nie jest potrzebny. To ona może leczyć - ojciec jednej z byłych sióstr z Lublina ucina rozmowę. Pan Bóg czyni cuda, ale trzeba mu pomóc Ks. prof. Jan Kowalski, wykŁadowca moralistyki w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie: - Osobiście nigdy nie spotkałem się z takim wypadkiem, aby osoba cierpiąca na chorobę nowotworową odmówiła leczenia z powodu wiary. Lekarz w takim wypadku z całą pewnością powinien zastosować środki uśmierzające ból. Także zastosowanie chemioterapii jest obecnie zwyczajnym sposobem leczenia chorób nowotworowych, który w żaden sposób nie kłóci się z wiarą chrześcijańską. Osobiście namawiałbym do podjęcia leczenia, bo Pan Bóg, czyniąc cuda, działa także przez ludzi, ich wiedzę medyczną i środki lecznicze, które wymyślili. Nawet jeśli ta osoba ma głębokie, oparte na wierze przekonanie, że leczenie nie jest konieczne, to należy tłumaczyć, że powinna poddać się terapii. Osobiście namawiałbym w takim wypadku do podjęcia kuracji. Mariusz Mucha