Zdarza się jednak, że kierowca staje w obronie pasażera. Wtedy to on najczęściej staje się ofiarą: - Kierowca poszedł zainterweniować do chuliganów w tylnych drzwiach. Jeden z nich przewrócił go. Rurką metalową został pobity, pokopany. On zaryzykował: chciał się zachować fair, a sam został ofiarą - opisuje pracownik MPK jedno z takich zajść. Najczęściej jednak, kiedy kierowca zostanie zaatakowany, pasażerowie udają, że nic nie widzą i nie słyszą. Wysiadają na najbliższym przystanku. Kierowcy lubelskiego MPK w obliczu zagrożenia nie dysponują nawet łącznością z dyspozytorem czy policją, oczywiście poza prywatnymi telefonami komórkowymi.