Pierwszym zespołem była Regeneracja z Werbkowic i tu od razu zaskoczenie (jak najbardziej pozytywne). Zespół w składzie sześcioosobowym, z klawiszowiec. Zwracam na to uwagę, ponieważ, rzadko w tego typu formacjach młodzieżowych można spotkać się z klawiszem, zwykle są to tylko gitary, perkusja i wokal. Przedstawię wiec cały zespół: Paweł Czarnecki - perkusja, Marcin Pruś - gitara basowa, Tomasz Woźniak - gitara elektryczna, Adam Smyk - druga gitara elektryczna, Łukasz Żyła - klawisze i Przemysław Puszczało - wokal. Panowie w moich oczach i uszach wypadli bardzo profesjonalnie i muszę powiedzieć, że dawno nie słyszałem tak młodego zespołu grającego tak dobrze. Szczerze powiedziawszy obawiałem się czy pozostałe zespoły będą w stanie im dorównać. Muzyką, którą nam sprezentowali była głównie mieszanką reggae z ogólnie pojętym rockiem, który charakterem bardzo przypominał Dżem. Utwory zagrane przez Regenerację były coverami. Bardzo dobrze odzwierciedlały oryginały, choć mi osobiście brakowało więcej własnej interpretacji. Od strony muzycznej zauważyłem tylko dwa małe zaburzenia rytmiczne, z którymi muzycy poradzili sobie dość sprawnie. Ciekawie zagrane solo na gitarze z dużą dozą emocji i ekspresji opartej na pentatonice bluesowej (jeśli się nie mylę). Zarzutem, jaki można było usłyszeć na widowni, był brak ruchu scenicznego. Wielki plus dla lidera, który utrzymywał bardzo dobry kontakt z publicznością. Jak się okazuje muzycy grają ze sobą dopiero rok, na pewno nie był to rok stracony. Sunwell to drugi zespół, który sam o sobie mówi "Zespół został skompletowany dopiero 3 tygodnie temu. W tym czasie do zespołu dołączył wokalista Hubert Jarentowski. Skład uzupełniają perkusista Marcin Krulikowski, basista Maciej Konstantynowicz oraz gitarzysta Bartek Danlowski. W naszej muzyce słychać głównie nurty takie jak Funk, Groove, Alternative. Kiedy gramy w całym składzie przypominamy zespół Red Hot Chili Peppers, czy też Dispatch. Niektórzy mówią, że kiedy gra i śpiewa sam wokalista, przypomina to styl John'a Lennon'a lub John'a Frusciante". Okazało się, że basista zespołu zachorował, więc honoru zespołu musiał bronić wokalista (Hubert Jarentowski) grający akustycznie wersje dwóch flagowych piosenek "Tomorrow was yesterday" i "The way". Ciekawy jestem jak te utwory brzmią w wersji funky, ponieważ akustycznie prezentowały się całkiem nieźle, choć były to dość proste utwory liryczne. Głęboka barwa wokalisty była zaskoczeniem nie tylko dla mnie. Reakcje publiczności były jednoznaczne. Podczas występu przeszył mnie dreszcz pod napływem emocji, to było coś naprawdę ciekawego. Zespół nie gra coverów, wszystkie utwory są tylko i wyłącznie produktem ich pracy. Podczas występu trzeciego zespołu klimat muzyczny zrobił się nieco cięższy. RADIOFONIA w składzie Adam Wuka - bas, Bartek Danlowski - gitara, Jakub Kulesza - perkusja i Paweł Pawluk - wokal, sprezentowała nam sporo muzyki o charakterze rockowej. Chłopaki sporo się ruszali po scenie i to podgrzewało atmosferę, ale dla tych co chcieli posłuchać tekstów mogło to być przeszkodą. Sam nie rozumiałem tekstów, ponieważ dykcja i wokal był bardzo niewyraźny. Nie można zgonić tutaj winy na osobę nagłaśniającą całe wydarzenie, ponieważ przy wcześniejszych zespołach tego problemu nie było. Drugi utwór przypominał muzykę Happysad, a trzeci skłaniał mnie ku porównaniom Radiofoni do RATM (rage against the machine), RHCHP (red hot chilli peppers) czy też COMY, głównie dało się to słyszeć w stylu gry basisty i rytmice śpiewu wokalisty. MUS. Tutaj spodziewałem się dużo więcej?.słyszałem już ich lepsze występy. Basista moim zdaniem poległ na całej linii ze względu na dobór barwy. Zbyt wysokie tony powodowały, że bas "mlaskał". Takie mlaskanie jest pożądane w muzyce blues rockowej czy rythm and bluesowej, ale barwa musi być przyjemniejsza. Taki sposób nagłośnienia przeszkadzał mi całkowicie w odbiorze całego zespołu, chcąc nie chcąc skupiałem się na linii basu, a nie na tekście czy innych instrumentach. Dużym atutem zespołu jest ruch sceniczny. Odkąd pamiętam, Grzesiek (gitarzysta) zawsze się dużo "kręcił" po scenie. Zagrał ciekawe solo, choć wydaje mi się, że mógł je wyprowadzić trochę bardziej na przód innych instrumentów. W solówce podoba mi się sposób artykulacji i rytmika, choć jest za mało porywające, jakby bez punktu kulminacyjnego. Muzyka zespołu bardzo kojarzy się z Perfektem czy Lady Punk i nie wiem czy jest to świadomy zabieg czy też nie. Wokalista w miarę radził sobie z utworami, choć osobiście jego głos uważam za mało ciekawy. A o to i cały zespół : Krzysztof Leśniak - perkusja, Bartłomiej Stanibuła - bas, Grzegorz Ziarkiewicz - gitara, wokal, autor tekstów oraz muzyki i Tomasz Madeja - wokal. Na kolejny zespół czekałem z niecierpliwością i nieukrywaną ciekawością, gdyż ich postępy i rozwój śledzę od jakiegoś czasu, i zauważam gradualny postęp. DELIVERCOAT, bo tak się zwą, składa się z 5 członków - Marcin Matwiejczuk - wokal, Michał Marmur - perkusja, Erwin Gałan - gitara, Paweł Lis - druga gitara i Karol Czaj - gitara basowa. Chłopaki zaskoczyli doborem utworów, gdyż nie był on zbyt łatwy, jak na grupę o takim doświadczeniu i gdybym miał oceniać ich w tych kategoriach, to podołali. Jednak moim zdaniem, nie powinni się porywać na tak skomplikowany repertuar. Marcin Matwiejczuk (wokal) zawiódł całkowicie, fałsz był nieodłącznym ozdobnikiem jego śpiewu, gitarzysta zagrał nierówne solo, a w jednym utworze gitara nie została dobrze przestrojona. Ogólnie cały zespół często się "wywracał", jednak oddali poniekąd charakter muzyki choćby zespołu COMA. W ich wykonaniu mogliśmy jeszcze usłyszeć kawałek zespołu SYSTEM OF A DOWN. Na koniec zagrał MENTAL ILNESS. Słuchając ich, tak naprawdę zastanawiałem się co mogę napisać... i jako, że na tym rodzaju muzyki kompletnie się nie znam, nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Oczywiście od strony technicznej mogę zarzucić durze braki muzykom, wokaliście, ale na pewno nie jestem wstanie im odebrać mocy i energii którą obdarowują publiczność. Ich muzyka jest dla mnie coś jak Trash Metal w pomieszaniu miejscami ze Speed Metalem i Vampire Metalem, a ten typ muzyki jest bardzo głośny hałaśliwy i pełen ZŁA ;). Widać, że się odnajdują w tej muzyce, niechaj więc grają dalej, ale - mała rada - powinni popracować nad brzmieniem i klarownością instrumentów, gdyż nieraz nie było można odróżnić jednego od drugiego. Podsumowując - a będzie to subiektywna ocena - tegoroczna Eksplozja była nadzwyczaj udana. Poziom robi się coraz wyższy. Oczekuję kolejnych przeglądów, na których będziemy mogli słuchać kreatywności okolicznej młodzieży. Podziękowania należą się Zamojskiemu Domowi Kultury, za organizację imprezy, utrzymanej na całkiem niezłym poziomie. Autor: Kacper