- Zrobiliśmy wszystko, co było możliwe. Niestety zwierzęta były w bardzo złym stanie, nie miały szans na przeżycie - powiedział w środę kierownik schroniska "Leśne Pogotowie" w Mikołowie na Śląsku Jacek Wąsiński, potwierdzając informację radia TOK FM. Zwierzęta zostały w schronisku starannie przebadane. Jedna klempa miała złamaną nogę w kolanie i zerwane więzadła. W ranie powstała zgorzel, zaatakowane były już nerki. Została uśpiona kilka godzin po przywiezieniu do schroniska. Nie miały szans na przeżycie Drugą samicę weterynarze ratowali kilka dni. Miała zerwane więzadła w miednicy, obrzęk płuc, niewydolność krążenia. - Ona już trochę się do nas przyzwyczaiła, ale przeżywała ogromny stres, nie przyjmowała pokarmu, po prostu przestała walczyć - powiedział Wąsiński. Akcja ratowania łosi trwała od soboty 19 lutego. Tego dnia rolnicy zauważyli trzy łosie, pod którymi załamał się lód na rozlewisku Bugu. Zwierzęta nie mogły same wydostać się z pułapki. Na pomoc ruszyli strażacy. Po kilkugodzinnej akcji udało się wydobyć zwierzęta z wody. Próbowali je ratować. Bezskutecznie Łosie przewieziono do pobliskiego lasu. Po kilku godzinach młody łoszak wstał i oddalił się. Dwie klempy, czyli samice, nie podnosiły się. Zwierzęta kilka dni leżały w lesie w pobliżu miejscowości Bohukały. Myśliwi przykryli je słomą; dostarczali im pożywienie, pilnowali, by osłabione łosie nie zostały zaatakowane przez zdziczałe psy. Gdy stało się jasne, że zwierzęta nie odzyskają siły, zapadła decyzja o przewiezieniu ich do schroniska. Zobacz relację wideo reportera radia RMF FM: Opieki nad łosiami podjął się Wąsiński, który od 18 lat prowadzi schronisko dla zwierząt przy nadleśnictwie katowickim. Zwierzęta w czwartek wieczorem załadowane zostały do dwóch samochodów i pojechały do Mikołowa. W piątek rano były na miejscu. Tam już czekały specjalnie przygotowane pomieszczenia i specjaliści. Łosiami zajmowali się weterynarze, ale i chirurg-ortopeda. Cień szansy był. Nie żałują wysiłku Mimo, że nie udało się uratować łosi, Wąsiński uważa, że warto było próbować. - Nie żałuję tego wysiłku, był cień szansy na uratowanie tych łosi, trzeba było próbować - powiedział Wąsiński. Prezes koła łowieckiego Dąbrowa w Białej Podlaskiej, Bogusław Żądło, który organizował opiekę nad łosiami, także sądzi, że ta akcja miała sens. - Nie wolno było po prostu odstrzelić tych zwierząt, choć pojawiały się takie głosy. Próba ich ratowania powinna być przeprowadzona, dobrze, że tak się stało - powiedział Żądło. - Warto na przyszłość zastanowić się, jak doprowadzić do szybszej oceny stanu zdrowia zwierząt w takich sytuacjach, żeby nie męczyły się długo - dodał Żądło.