Lubelska prokuratura krytycznie ocenia jej słowa i będzie je weryfikowała - poinformował w piątek z-ca szefa Prokuratury Okręgowej w Lublinie, Marek Woźniak. - Kobieta jest ciągle w złym stanie psychicznym. Ogólnie tylko mówiła o swoim wyjeździe i pobycie w Polsce, nie podała szczegółów. Będziemy próbowali ją jeszcze przesłuchiwać ponownie i weryfikować jej zeznania - powiedział Woźniak. Nigeryjka oświadczyła, że nie padła ofiarą handlu ludźmi, ani nie była zmuszana do prostytucji. HIV zaraziła się w Afryce, natomiast w Polsce nie utrzymywała stosunków seksualnych. Jej obrażenia, które mogły powstać po przypalaniu papierosem, to - jak wyjaśniała - ślady po chorobie przebytej w dzieciństwie. Powiedziała też, że wyjechała z Nigerii i chciała schronić się w Polsce, ponieważ swoim zachowaniem złamała zwyczaj, tamtejsze tabu i groziło jej niebezpieczeństwo. Grała w piłkę ręczną, więc skorzystała z zaproszenia lubelskiego klubu sportowego. Podała dane pośrednika, który jej załatwił wyjazd. W Polsce przebywała w różnych miejscowościach, m.in. w Warszawie i Zgorzelcu, pomagali jej obcy ludzie, nie podała kto. Lubelska prokuratura zadowolona jest z tego, że po wielu tygodniach oczekiwania udało się po raz pierwszy przesłuchać Nigeryjkę. Zamierza kontynuować śledztwo, choć przyznaje, że bez współpracy z poszkodowaną wyjaśnienie sprawy będzie bardzo trudne. O Janet Johnson w maju tego roku napisał "Dziennik". Według tej gazety Nigeryjka mogła paść ofiarą handlu ludźmi i przejść w Polsce gehennę w domu publicznym.