Mężczyzna - jak udało ustalić się naszemu reporterowi - zaginął jako 14-latek. I choć przez wiele lat był poszukiwany przez milicję i Czerwony Krzyż, nie natrafiono na jego ślad. Po pewnym czasie poszukiwania przerwano, a mężczyznę uznano go za zmarłego. Urzędowo więc nie istniał. - Nigdzie się nie meldował, nigdzie się nie zatrudniał. Nigdy nie potrzebował pomocy medycznej i nigdy z niej nie korzystał; żył z pracy dorywczej i tego, co dali mu dobrzy ludzie - wyjaśnia podinspektor Janusz Wojtowicz z lubelskiej policji. Dane mężczyzny częściowo udało się potwierdzić na podstawie jego opowieści z dzieciństwa. Jednak jego brat nie był w stanie go rozpoznać i dlatego potrzebne będą badania DNA. Jedyny ślad, że Jan K. rzeczywiście istnieje, to zachowana metryka i wpis do księgi chrzcielnej w parafii. Zaznaczmy, że choć oficjalnie Jan K. nie istnieje, to i tak będzie odpowiadał za kradzież.