Sprawa na wniosek pozwanej toczy się z wyłączeniem jawności. Dorota P. obraźliwe słowa pod adresem szpitala i pracowników miała wypowiedzieć po śmierci jej 98-letniej babci. Kobieta ta zmarła we wrześniu ub. roku w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Bychawie. (Zakład ten zapewnia całodobową opiekę pacjentom, którzy nie wymagają hospitalizacji, ale ze względu na stan zdrowia i stopień niepełnosprawności nie są w stanie samodzielnie żyć, wymagają opieki pielęgniarskiej i lekarskiej oraz rehabilitacji). Krytyczną opinię wobec bychawskiej placówki Dorota P. wyraziła też później w programie "Zdarzenia" w lubelskiej TVP. Mówiła m.in., że babcia nie miała w zakładzie należytej opieki, co miało przyspieszyć jej śmierć. Władze szpitala zdecydowały się wytoczyć proces o ochronę dóbr osobistych. Dyrektor placówki Piotr Wojtaś powiedział dziennikarzom po rozprawie, że przed sądem podtrzymał swoje wnioski. - Domagamy się przeprosin i nawiązki na rzecz hospicjum im. Małego Księcia. (Dorota P. - przyp.red.) nazwała moich pracowników mordercami, a szpital wykańczalnią. Z punktu widzenia ludzkiego, lekarskiego, takiego zakładu, takiego szpitala, jest to niedopuszczalne - powiedział. Jak dodał, obraźliwe słowa padły w obecności innych pacjentów, co jego zdaniem mogło wzbudzić u nich lęk i obniżyć zaufanie do placówki. Wojtaś powiedział, że w sądzie Dorota P. przyznała się do winy i przeprosiła, ale ponieważ obraźliwe słowa zostały wypowiedziane publicznie, dlatego nie odstąpił od żądania przeprosin w prasie. Dorota P. nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Wcześniej w lokalnej prasie podała, że jest bezrobotna, samotnie wychowuje dziecko. Tłumaczyła, że wypowiedziała słowa "mordercy" i "wykańczalnia" w silnych emocjach po śmierci ukochanej babci i dziś by ich nie użyła