22 sierpnia 2008 roku Cieszanów stał się miastem obleganym przez tłumy, zjechało tutaj więcej ludzi niż zamieszkuje całą gminę! Co było przyczyną takiego stanu rzeczy? Otóż tego dnia, w tym podkarpackim miasteczku odbyła się druga edycja Breakout Festiwalu pamięci Tadeusza Nalepy i Miry Kubasińskiej. Oboje, przez długi okres współtworzyli zespół Breakout, który na trwałe odmienił oblicze polskiej sceny muzycznej. Uważany przez wielu za ojca polskiego bluesa, Tadeusz Nalepa współpracował z najlepszymi muzykami kraju. Kilku z nich wystąpiło na cieszanowskiej scenie. - Ideą Breakout Festiwali jest prezentacja wykonawców muzyki rockowej w jej najczystszej postaci. Muzyki gitarowej z sekcją rytmiczną, odwołującej się do brytyjskiej i amerykańskiej tradycji rock?n?rolla i rocka oraz rhythm and bluesa i bluesa. Muzyki głównego nurtu rocka. Tadeusz Nalepa zawsze bronił się przed klasyfikowaniem go jako "bluesmana", uważał się po prostu za rockmana - powiedział Tomasz Paulukiewicz, producent festiwalu. I właśnie taka muzyka rozbrzmiewała nad Cieszanowem. Co ciekawsze, większość zespołów była z południa Polski- Podkarpacie, Małopolska, Śląsk czy Świętokrzyskie. Nie były to "gwizdy ze stolicy, cynicy z wybrzeża", jak śpiewał w jednej ze swoich piosenek "Bufet", wokalista rzeszowskiej Wańki Wstańki. W pierwszej części festiwalu wystąpiło pięć kapel rodem z Rzeszowa. Jako pierwsze na scenie pojawiły się Kruki, po nich zagrali laureaci tegorocznej edycji jarocińskiego festiwalu zespół Rockaway. Dopiero trzecia kapela zdołała rozruszać nieco przygaszoną publiczność. Gdy z głośników poleciały ostre dźwięki, wielka mieszanka hardcoru i industrialu z domieszką grungeu, a mikrofon wziął do ręki człowiek w peruce wykonanej z długich kawałków taśmy magnetycznej, pod sceną zawrzało. Niesamowicie energetyczna muzyka grupy Jesus Chrysler Suicide porwała dziesiątki młodych osób w szaleńczy taniec pogo. Gdy na zakończenie półgodzinnego setu zagrali "...i am the superman...", z wokalistą śpiewał tłum. Niełatwo jest grać po zespole, który potrafi niemal do czerwoności rozgrzać publiczność. Ale dwie kolejne kapele nie miały z tym problemów, wszak obie podbiły niezależną scenę muzyczną jeszcze 20 lat temu. - Na "Breakout Festiwalu" króluje muzyka bluesowa, kiedyś graliśmy punk-rocka, ale teraz zagramy rock'n'rolla - przywitał publiczność "Bufet", frontman niemal legendarnej już grupy Wańka Wstańka & the Ludojades. Na gitarze, ubrany w kolorową marynarkę, przycinał "Mizerny", drugi obok "Bufeta" założyciel zespołu. Chyba nie ma w Polsce osoby, która choć trochę interesuje się muzyką rockową, nieznającej śpiewanej na melodię "El Condor Pasa" piosenki "Leżajki full". To właśnie ta piosenka przyniosła zespołowi największą popularność w drugiej połowie lat 80. i jednocześnie nagrodę publiczności Jarocina 1987. Oprócz "Leżajskiego fulla" "Bufet" i spółka zagrali swoje największe przeboje, można było usłyszeć m.in. "Maryna gotuj pirogi", "Wiejscy motocykliści" czy "Gwiazdy ze stolicy". Po radosnym koncercie Wańki Wstańki, scenę opanował półmrok. Przebijające przez ciemność zimne barwy pojedynczych świateł tworzyły nastrój dekadencki i mroczny. Ale właśnie taką muzykę gra równie stara co Wańka Wstańka i założona przez tych samych muzyków - "Bufeta" i "Mizernego" - formacja 1984. Podczas tego koncertu nie było już tak wesoło i kolorowo, nawet "Mizerny" pozbył się swego śmiesznego wdzianka, w jakim występował jeszcze przed chwilą. Dołujące i mroczne dźwięki jednego z prekursorów zimnej fali w Polsce zakończyły pierwszą część festiwalu. Drugą część "Breakout Festiwal" rozpoczął koncert syna Tadusza Nalepy i Miry Kubasińskiej, gitarzysty Piotra Nalepy, który w ostatnich latach grał ze swym ojcem, a teraz wystąpił wspólnie z zespołem NIE-BO. Muzycy wystąpili z programem Breakout Tour, na który składają się utwory niegdyś śpiewane przez Tadeusza Nalepę i Mirę Kubasińską. W rolę ojca polskiego bluesa wcielił się lider zespołu NIE-BO Robert Lubera, natomiast piosenki, które wykonywała Mira, śpiewała córka Lubery, Jean. Podczas koncertu można było odnieść wrażenie, że Breakout powrócił na dobre. Z instrumentów muzycy wydobywali dźwięki doskonale znanych przebojów ojca bluesa. Niektóre trochę zmienione, na nowo zaaranżowane przez zespół, jak choćby niemal punkowa wersja "Takie moje miasto jest". Ponad godzinny set i kilkakrotne bisy pokazały, że ta muzyka jest wciąż żywa. Piosenki niegdyś śpiewane przez Nalepę i Kubasińską dziś śpiewała wspólnie z zespołem NIE-BO zebrana pod sceną publiczność. Śpiewali nie tylko ci, co wyrośli na tej muzyce, ale również ci, którzy rodzili się, gdy już o Nalepie było cicho. Kiedy NIE-BO przestało grać na scenie dość szybko rozstawiło się Homo Twist z niekwestionowaną gwiazdą festiwalu Maciejem Maleńczukiem. - Breakout znaczył dla mnie bardzo dużo, choć pierwszą moją muzą był Led Zeppelin. Słuchałem tego namiętnie, bo to można było usłyszeć w radio. Dopiero później zacząłem szukać podobnej muzyki w polskiej lidze i znalazłem Breakout. Uważam ten zespól za epokowy. Jak się drugi taki narodzi, to obiecuję, będę za nim jeździł i nosił chłopakom gitary - tak o dokonaniach Nalepy i spółki mówił po swoim koncercie Maleńczuk. A na koncercie zagrali większość utworów ze swoich pierwszych płyt. W hołdzie Breakoutom wykonali pochodzący z ich płyty zatytułowanej "Blues" utwór "Oni zaraz przyjdą tu". I przyszedł czas na największą gwiazdę wieczoru, na tych, na których występ czekały tłumy. Niektóre osoby przyjechały tylko dla nich. - Chciałabym zobaczyć Dżem, właściwie tylko oni mnie tutaj interesują - mówiła przed festiwalem Alina, która na ten koncert jechała aż z Zamościa. Dżem rozpoczął grać długo po północy, ale nikomu nawet przez myśl nie przyszło, żeby opuścić festiwalowy plac. A wraz z zakończeniem koncertu wiele osób zakończyło imprezę, choć w programie miały grać jeszcze dwie kapele. Cóż można powiedzieć o koncercie legendarnego zespołu? Perfekcjoniści w każdym calu, w końcu 30 lat na scenie w prawie niezmienionym składzie robi swoje. Do tego ta piękna blues-rockowa muzyka i wszechobecny duch Ryśka Riedla. Tłum śpiewał razem Maciejem Balcarem największe przeboje Dżemu, a na zakończenie, już na bis, niemal w ekstazie odśpiewał "Cegłę". Trudne zadanie miały kolejne zespoły, które musiały grać po gigantach polskiego bluesa. Jak już wspominałem, duża część publiczności opuściła festiwalowy plac zaraz po zakończeniu koncertu Dżemu. Jednak ci co zostali bawili się dalej. Młodszą część publiczności do zabawy pociągnął, cieszący się dużą publicznością wśród młodzieży zespół HAPPYSAD. Drugą edycję Breakout Festiwal zakończył zespół Blues Thunder. Władzom Cieszanowa można tylko pogratulować, a mieszkańcom... pozazdrościć władz. Autor: wald