W internacie mieszka młodzież w wieku od 17 do 20 lat. Dziewczyny i chłopcy zajmują kilkuosobowe pokoje. "Tutaj nie ma mowy o intymności. Jeden z wychowawców ma dziwny sposób budzenia. Nad ranem ściąga kołdry ze śpiących dziewczyn" - mówi "Dziennikowi Wschodniemu" jedna z nich. Dziennikarze rozmawiali z kilkunastoma mieszkankami internatu. "Kiedy otworzyłam oczy, nasz 'sor' stał przy łóżku i ściągał ze mnie kołdrę. Całe szczęście, że byłam w piżamie" - wspomina dziewczyna, mieszkająca w internacie od dwóch lat. "Na zerwaniu kołdry nie poprzestał" - skarży się inna. "Poczułam jego ręce na piżamie. Narobiłam krzyku i przestraszył się. Później mówił, że to żarty". Dziewczynom nie jest jednak do śmiechu. Jedna z nich po takiej pobudce do dziś boi się spać w internacie. "Córka opowiedziała mi, w jaki sposób budził ją wychowawca. Byłam przerażona" - oburza się matka uczennicy. Pracownicy internatu są zdziwieni. Twierdzą, że to zmowa uczennic, którym nie odpowiada dyscyplina. Przyznają co prawda, że wchodzą do pokoi bez pukania, ale taką metodę uzgodnili z uczniami. "Kołdry z nikogo nie ściągamy. No, chyba, że ktoś leży z zakrytą głową. Wtedy musimy trochę odkryć. Ale tylko po to, aby obudzić śpiącego" - tłumaczy Krzysztof Plecha, zastępca kierownika internatu. Także wychowawca, którego oskarżono o niekonwencjonalne metody budzenia, wszystkiemu stanowczo zaprzecza. "Ręce mi opadły, kiedy dowiedziałem się, że ktoś rozsiewa takie plotki. Jestem wychowawcą i nauczycielem religii. Uczniowie mnie lubią. Nigdy nikt się na mnie nie skarżył". O sprawie rozmawialiśmy też z dyrektorem zespołu szkół. "Jeśli wychowawcy rzeczywiście budzą dziewczyny zrywając z nich kołdry, to byłoby coś skandalicznego" - mówi Mariusz Wieleba. "Ale nie wydaje mi się, że coś takiego ma miejsce. Znam swoich pracowników". Dyrektor obiecał jednak, że przeprowadzi rozmowę w wychowawcami.