Motywem przewodnim występu były interpretacje pieśni i songów Włodzimierza Wysockiego. Marian Opania, szerszej publiczności znany z ról filmowych, a zwłaszcza obecnie z roli prof. Zyberta w serialu "Na dobre i na złe", to także wybitny aktor teatralny, człowiek kabaretu, artysta, który zachwycał swoimi interpretacjami pieśni Brela, Hemara czy właśnie Wysockiego. Sam artysta na początku występu wspominał drogę i obawy związane z wykonywaniem utworów swojego największego idola piosenki poetyckiej. Brel i Hemar byli prawi nieznani polskiej publiczności, Hemar wręcz, jak określił Opania, był białą plamą w naszej socjalistycznej kulturze. Inaczej było z Wysockim. Prawie każdy znał ten "głos milczącej generacji Rosjan w czasach sowieckich" i nikt nie przechodził obojętnie wobec śpiewanych niskim barytonem, przy akompaniamencie gitary, trudnych pieśni. Jedni się zachwycali, inni nie rozumieli, ale każdy musiał przyznać, że wymagały od artysty wybitnego kunsztu aktorskiego i ekspresji. Trudno więc było podjąć się zadania wykonywania pieśni artysty tak znanego i kochanego przez publiczność, za jego własne środki wyrazu. To trudne wyzwanie, zarówno dla aktora, jak i wykonawcy, podjął Marian Opania. Przy współudziale Wiktora Zborowskiego i Wojciecha Młynarskiego powstał niecodzienny spektakl, którego fragmenty mieliśmy okazje zobaczyć w Zamojskim Domu Kultury. Koncert rozpoczął się pieśnią Włodzimierza Wysockiego "Skoczek wzwyż". Wysocki często budował metafory w oparciu o tematykę sportową. W pieśni tej, napisanej w czasach głębokiej komuny, wyszydza obłudę i zakłamanie systemu, mówiąc iż zbrodnią było skakanie wzwyż poprzez odbicie się z prawej strony. Niezależnie od osiąganych wyników, ktoś taki nigdy nie mógł nic osiągnąć w tym kraju - nakaz był, by odbijać się "z lewej". Kolejną pieśnią o podobnym wyrazie artystycznym i metaforycznym był "Bokser". Pomiędzy tymi dwoma "sportowymi" pieśniami Marian Opania wykonał "Tatuaż" z cyklu pieśni łagierno-sowieckich. Gdzieś lecą - podróż będą mieć spokojną Dla mnie tam jednak nie ma wolnych miejsc, Ale ja przecież ciągle lecieć chcę, gdzie mi nie wolno. Dlatego ciągle odwołują rejs. Wzlecimy - może ktoś założy się - zakazy zniosą Ruszą turbiny, skończy się czas prób. Tylko - ja już nie wierzę. Tam - wiem - mnie nie zaproszą. Oni jak zwykle znajdą przyczyn w bród. To fragment "Rejsu Moskwa-Odessa" w fenomenalnym tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego. Pełne ekspresji wykonanie Mariana Opani pokazało bezradność i moc, wiarę i nadzieję wykrzyczaną słowami wielkiego barda. Wykonywanie pieśni poprzetykane było pełnymi humoru monologami aktora. Teksty tematyką nawiązywały do sowieckiej Rosji, ironicznym humorem kpiły z tego, co wyszydzał w swoich pieśniach bard. Marian Opania wiele razy podkreślał artystyczną wartość przekazu tekstów w formie szmoncesu i w monologach wykorzystał te dowcipy żydowskie, pisane przez Słonimskiego czy nieznanego poetę, a bardzo cenionego przez aktora, Jerzego Gerżabka. Wszystkie monologi utrzymane były w klimacie rosyjskim: monolog Michaiła Żwanieckiego w tłumaczeniu Jana Pietrzaka "W kręgu sztuki", "Odkrycie Ameryki" autorstwa Marcina Wolskiego z radzieckim bohaterem Innoziemcowem w USA. Pełne humoru, wzbudzające ogromy aplauz publiczności, miały także swój głębszy sens, zmuszający nawet dziś do refleksji nad tymi trudnym czasami, w jakich kroczył swoją artystyczną drogą Włodzimierz Wysocki. Spektakl piosenki poetyckiej Marian Opania zakończył "Modlitwą" innego wybitnego rosyjskiego barda i poety Bułata Okudżawy. Słowa pieśni: Dopóki nam Ziemia kręci się, dopóki jest tak czy siak, Panie, ofiaruj każdemu z nas, czego mu w życiu brak: mędrca obdaruj głową, tchórzowi dać konia chciej, sypnij grosza szczęściarzom... I mnie w opiece swej miej. ...wywołały owacje na stojąco, zaś artysta nie tak łatwo mógł opuścić scenę po występie. Trzykrotne bisowanie nie zdarza się każdemu wykonawcy, a właśnie tyle razy wywoływała aktora na scenę zamojska publiczność. Świadczyć to może tylko o jednym, o bardzo wysokim poziomie zaprezentowanego spektaklu. Koncert trafił głęboko w serca widzów, którzy oklaskami wydali najbardziej obiektywną opinię. Marian Opania do wykonania "Po mnie narzeczona łzę uroni" zaangażował więc całą widownię, mówiąc, iż pieśń tą wykonuje zwykle z towarzyszeniem chórku. Jako, że na zamojskiej scenie występował tylko z akompaniatorką p. Aldoną Krasucką, publiczność okazała się bardzo pomocna. W drugim bisie otrzymaliśmy jeszcze jeden monolog "dla inteligentnej publiczności", gdyż tak właśnie artysta określił zamojskiego widza. Pieśń "Cukierki dla panienki mam" Brela była ostatnim bisem, i tym utworem Marian Opania pożegnał się z zamojska publicznością. Koncert poruszył wszystkich. Nie tylko starszych, którzy pamiętają czasy twórczości Włodzimierza Wysockiego i innych zaangażowanych bardów i poetów, ale także młodych, których na widowni także nie brakowało, a którzy poprzez takie spektakle odkrywają świat piosenki poetyckiej, której nie słyszy się w radio, czy na listach przebojów. Niezaprzeczalnym atutem spektaklu był także pokaz prawdziwego aktorstwa i kunszt interpretacyjny Mariana Opani. Autor: Renata Bajak