- Sytuacja taka powtarza się co roku - mówi szef lubelskiego WOPR. Ratownik nie pójdzie przecież pracować za talerz zupy i miejsce na polu namiotowym, a takie propozycje otrzymujemy - dodaje. Ale są to efekty braku odpowiednich przepisów. Kiedyś te kwestie były uregulowane, każdy właściciel ośrodka miał obowiązek zatrudnić ratownika na kąpielisku. Dzisiaj w ramach oszczędności stawia się na przykład tablicę "zakaz kąpieli" i dopiero gdy dojdzie do tragedii, ktoś zaczyna myśleć i znajdują się pieniądze. W tej sytuacji, coraz więcej ratowników szuka pracy na Zachodzie.