- Oskarżony działał w obronie koniecznej odpierając bezpośredni i bezprawny zamach na swoje życie - powiedział sędzia Łukasz Obłoza uzasadniając wyrok w sprawie zdarzenia, do którego doszło 19 sierpnia 2020 r. w niewielkiej wsi w gminie Niemce (pow. lubelski). Tego dnia od dwóch ciosów nożem zginął 54-letni P.M. Proces wykazał, że P.M. przez lata znęcał się nad synem Kamilem M. Od 2016 r. będąc pod wpływem alkoholu dwukrotnie złamał mu nos, pobił go, powodując uraz głowy i złamał kostkę w nodze. Według sądu, Kamil M. obawiał się swojego ojca, który był od niego silniejszy. "Nie był w stanie się obronić" - Oskarżony z uwagi na swoje warunki fizyczne nie był w stanie obronić się przed kolejnymi agresywnymi zachowaniami ojcami. W chwilach, gdy pijany ojciec zaczynał go atakować słownie i fizycznie, Kamil M. chwytał za nóż kuchenny i kierował go w stronę agresywnego ojca. Jak wynika z jego wyjaśnień, zwykle to wystarczało i ojciec uspokajał się" - powiedział sędzia. Do ponownego ataku doszło 19 sierpnia 2020 r. około godz. 22-23 w przedpokoju domu M. Według relacji oskarżonego, który był jedynym świadkiem zajścia, ojciec rzucił się na niego, obalił go i przycisnął do podłogi. Wcześniej Kamil M. chwycił nóż. Zaczął dusić syna Ojciec zaczął dusić syna. - Nadusił mnie na szyję. Zrobiło mi się ciemno przed oczami - powiedział podczas pierwszej rozprawy Kamil M. Mężczyzna zadał ojcu dwa ciosy nożem. Następnie uciekł do swojego pokoju. 54-latek wykrwawił się. Rano jego ciało odnalazła żona. Zawiadomiła przychodnię, która o zgonie poinformowała policję. Tego samego dnia Kamil M. został zatrzymany. Prokuratura oskarżyła go o zabójstwo. Zdaniem sądu, Kamil M. działał w obronie koniecznej. - Działanie w obronie koniecznej, (...) nawet, jeśli skutkuje śmiercią napastnika, nie stanowi czynu zabronionego. Z tego powodu Kamila M. należało od zarzucanego mu przestępstwa uniewinnić - powiedział sędzia. Matka na ławie oskarżonych Na ławie oskarżonych zasiadła także matka oskarżonego Joanna M. Prokuratura postawiła jej zarzut zacierania śladów. Według ustaleń prokuratury, po odkryciu ciała męża kobieta wyciągnęła dywany spod denata, zabrała je na dwór i spłukała wodą. Następnie umyła zwłoki. Na początku procesu Joanna M. nie przyznała się do zarzucanego jej czynu. Później przyznała, że "odrobinę ojca wytarła, bo był sierpień, dużo much było", a także opłukała nóż. Sąd uznał Joannę M. za winną zacierania śladów, lecz odstąpił od wymierzenia kary. - Prokurator zarzucił oskarżonej przestępstwo poplecznictwa. Taki występek (...) polega m.in. na zacieraniu śladów przestępstwa. Joanna M. istotnie zacierała ślady czynu polegającego na pozbawieniu życia jej męża - powiedział sędzia. "Działała w sposób wyjątkowo nieudolny, wręcz naiwny" Uzasadniając odstąpienie od wymierzenia kary sąd wziął pod uwagę, że oskarżona "działała w sposób wyjątkowo nieudolny, wręcz naiwny", który nie mógł "w istotny sposób utrudnić śledztwa". Zdaniem sądu, celem Joanny M. była obrona syna przed odpowiedzialnością karną. - Rzecz jednak w tym, że Kamil M. nie popełnił przestępstwa. Jego zachowanie, choć polegające na pozbawieniu życia człowieka, było zgodne z prawem. Wobec tego, Joanna M. nie zacierała śladów przestępstwa - powiedział sędzia Obłoza. Wyrok jest nieprawomocny. Stronom przysługuje prawo do odwołania. Wniesienia apelacji rozważa prokuratura. - Zapoznamy się z pisemnym uzasadnieniem i podejmiemy decyzję, co do zaskarżenia tego wyroku - powiedział prokurator rejonowy w Lubartowie Krzysztof Maryńczak