Wiadomo, że do eksplozji doszło w zakładzie, gdzie niszczona jest amunicja wycofywana z użycia z jednostek z terenu całego kraju. Eksplodował pocisk 152-milimetrowy. Tragedia wydarzyła się podczas procesu wytapiania trotylu. Na miejscu zginęli dwaj cywilni pracownicy wojska - trzydziestokilkuletni mężczyźni. Nadzorujący pracę major został ciężko ranny. Jest już po operacji przeprowadzonej w jednym z warszawskich szpitali. Wybuch pozbawił go 4 palców i poważnie okaleczył twarz. Być może straci wzrok. Według wstępnych informacji prowadzący śledztwo nie wykluczają błędu człowieka. W tej sytuacji chodziło o nieprzestrzeganie przepisów bhp. Być może głos w tej sprawie zabierze dziś prokurator wojskowy. Tymczasem mieszkańcy Stawów zatrudnieni w jednostce przyczyn tragedii upatrują w ciężkich warunkach pracy i wyśrubowanych normach. - Wcześniej czy później wybuchnie - mówili między sobą. Podobno sprawą chcą zająć się związki zawodowe, bo - zdaniem pracowników - zakłady i magazyny w Stawach to prawdziwa "beczka prochu".