Pizza Łomot, bo właśnie ten zespół był gwiazdą wieczoru, znany jest raczej dla większości osób "siedzących" w lokalnej muzyce, a dla tych, którzy wiedzą troszkę mniej, przytoczę kilka informacji na jego temat. Zespół powstał w 1996 roku. W obecnym składzie gra od od dwóch lat. Formacje tworzą: Marek Gradziuk - wokalista, basista, kompozytor i autor tekstów, Paweł Ziarkiewicz - perkusista, kompozytor oraz Marcin Maciejko - gitarzysta, wokalista, kompozytor. Muzykę jaka wykonują można "zaszufladkować" gdzieś pomiędzy hard rockiem i rock'n'rollem, miejscami nawet bluesem czy country. Z drugiej strony, sposób śpiewania wokalisty, skłaniałby mnie do uznania, iż jest to swego rodzaju polski punk rock. Jednakże są to tylko moje dywagacje, a profesjonalną ocenę nurtu muzycznego, który prezentuje Pizza Łomot zostawmy profesjonalistom. A teraz powróćmy na moment do wydarzenia z 27 listopada br. Do klubu przyszedłem nieco przed godziną 20.00, gdyż o tej porze oczekiwany był początek koncertu. Sala była już niemalże w całości zapełniona. Znalazłem swoje miejsce w kąciku (dość ciasnym i przy głośniku), lecz po niedługim czasie udało mi się przesiąść w miejsce, z którego miałem świetną widoczność. Panowie z zespołu już byli rozstawieni, co mile mnie zaskoczyło. Nie musieliśmy więc czekać na długie rozstawianie sprzętu i dostrajanie. Zamawiam piwo, widzę, że ludzi wciąż napływa. Jak się okazuje, są to w dużej części znajomi zespołu, znajomi znajomych itd. Atmosfera robi się... rodzinna. Godzina 20:15 zaczyna się. Już na samym wstępie panowie zagrali bardzo mocno i żywo, i z tego tonu nie spuszczali do końca koncertu. Publika niemalże owacyjnie reagowała, gdy słyszała stare kawałki- "Jacek drwal", "Piłka" czy cover "Au sza la la la" zespołu Shakin' Dudi. Teksty i tematyka niezbyt wyrafinowana, ale nie zapominajmy, że to jest ROCK, a tutaj ma być przede wszystkim energia i życie. Słowa traktowały o życiu, pokazanym w nieco humorystyczny sposób. W końcu to nie poezja. Muzycy zagrali na dobrym poziomie, często popisując się solowymi partiami- Marcin Maciejko na gitarze. Duży popis zawodowstwa pokazał Paweł Ziarkiewicz na perkusji. Aż miło posłuchać "bębniarza" tej klasy. Muzyka ciekawie przeplatana typowymi riffami rockowymi z rock'n'rollem, a w jednym utworze z typowym country. Było to głównie słychać w tak zwanych "mostach" między zwrotkami. Gdybym chciał spojrzeć krytycznie na zespół i wykonanie, to mógłbym się jedynie zastanawiać nad jakością brzmieniową całości i walorami wokalnymi Marka, ale uważam, że jest to kwestią gustu. Patrząc jednak z drugiej strony, to tego rodzaju wokal jest chyba pożądany w takim rodzaju muzyki. Ogromnym plusem Pizzy jest energia, ekspresja i bardzo dobry kontakt z publicznością, tudzież poprzez komentarze miedzy utworami jak i zaskakującymi improwizacjami w trakcie utworów. Widać, że muzycy świetnie się bawią podczas grania i cieszą się tym co robią (np. Paweł kręcący pałką w prawym ręku podczas przejścia na "kotłach"). Śmiało mogę stwierdzić, że zamościanie czekają na kolejne tego typu mini koncerty i należy podziękować właścicielom Broadwayu, że angażuje się w taką działalność. Jeśli wytrwają w swoim postanowieniu, to zapewne za jakiś czas będziemy mogli usłyszeć nowe utwory PIZZY ŁOMOT. Czego sobie, czytelnikom i bywalcom lokalu życzę. Kacper