O tym, że "Namysłowiacy" potrafią zagrać wszystko - wiemy nie od dziś. Natomiast, że potrafią zagrać tak, aby zadowolić cztery pokolenia zamościan, przekonaliśmy się podczas ostatniego koncertu. Ujmując to jednym zdaniem, był to koncert, który mógłby trwać "do końca świata i jeden dzień dłużej". Rewelacyjnie dobrane i wykonane kompozycje, które znamy i lubimy, czyli najpiękniejsze piosenki polskie we wspaniałej, błyskotliwej oprawie muzycznej a do tego skrząca się dowcipem narracja prowadzącego koncert Marka Czekały. W tym miejscu wypadałoby relację zakończyć z uwagi na brak odpowiednich słów, które pozwoliłyby na wierne oddanie atmosfery cudownego koncertu, za którym tęskni się w chwilę po jego zakończeniu i pozostaje się z uczuciem ogromnego niedosytu. Serce i dusza woła - jeszcze, jeszcze i jeszcze. Nie mam też wątpliwości, że uczestnictwo w takim koncercie powinni zalecać lekarze dla poprawy nastroju pacjentów na cały okres zimy. Jednak głęboko przekonana o potrzebie zarejestrowania tego, co wydarzyło się w Sali koncertowej Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego w ten mroźny lutowy wieczór, pozwalam sobie na tę relację. Publiczność powitał znany już mieszkańcom Zamościa dyrygent Marek Czekała. W ubiegłym roku dyrygent wspólnie z Tadeuszem Wicherkiem poprowadził koncert "The Beatles Symfonicznie". Kto wysłuchał ubiegłorocznego koncertu doskonale wie, że dyrygent Czekała to gwarancja znakomitej zabawy. Do swojego autorskiego programu, dyrygent zaprosił utalentowaną córkę Emilię i obdarzonego piękną barwą głosu górala z Zubrzycy, laureata konkursu "Mam talent", Mateusza Ziółko. Zanim "spotkaliśmy" się z polską piosenką i poznaliśmy zdolności i możliwości wokalne solistów wokalistów, mogliśmy wysłuchać, w wykonaniu "Namysłowiaków", wiązanki melodii z lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku, w opracowaniu Marka Czekały. Na muzykę musieliśmy chwilę zaczekać, ponieważ dyrygent zapomniał zabrać.... nut z garderoby. Publiczność wybaczyła zapomnienie i tym sposobem Marek Czekała otrzymał aż trzykrotne oklaski na starcie, nie podnosząc ani razu batuty. Klimatycznie i nostalgicznie wybrzmiały utwory: "Miłość ci wszystko wybaczy", "Na pierwszy znak", "Jeśli kochasz mnie", "Uliczka w Barcelonie", "Piosenka o zagubionym sercu" i "Młodym być". Nieśmiertelne przeboje i mistrzowskie ich wykonanie przez muzyków Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego pobudziło nasze zmysły i przywoływało sympatyczne wspomnienia, szczególnie u najstarszych słuchaczy. To przedsmak atmosfery muzycznej uczty, jaka czekała nas tego wieczoru. Kolejno wysłuchaliśmy utworów wykonywanych przez solistów: Emilię Czekałę i Mateusza Ziółka, z akompaniamentem Jakuba Kujawy na gitarze i towarzyszeniem "Namysłowiaków". Pierwszą z piosenek była "Pogoda ducha" z repertuaru Hanny Banaszak w wykonaniu Emilii Czekały. Artystka promieniowała pozytywną energią, która udzielała się innym. Pięknie zaśpiewany utwór napawał dumą dyrygenta, . Następnie mogliśmy wysłuchać utworu pochodzącego z projektu Yugopolis, w ramach którego ukazała się płyta "Słoneczna strona miasta". Piosenkę Macieja Maleńczuka "Gdzie są przyjaciele moi" znakomicie wykonał Mateusz Ziółko. Piosenkę "Serce" z filmu "Świat się śmieje" zaśpiewał uroczy duet - Emilia i Mateusz. Choć film jest produkcji radzieckiej - mówił Marek Czekała - to piosenka śpiewana jest na całym świecie. Wspaniała interpretacja zachwyciła publiczność. Uroku dopełnił taniec Emilii, do którego zaprosiła przystojniaka z pierwszego rzędu. Następnie dyrygent zapytał, czy znamy obraz muzyków w oczach społeczeństwa. Otóż - jak opowiadał Czekała - przypisuje się nam dwie cechy. Wynikają one z pewnej anegdoty. Dwóch muzyków przeszło obok knajpy. Science fiction - muzyk przeszedł obok knajpy. I drugi dowcip - szło dwóch ludzi, jeden muzyk, a drugi też biedny. I tak muzyka można opisać dwoma słowami: "pijąca bida". Ale jak patrzycie państwo na nas - puentował dyrygent - to przecież my do tego w ogóle nie pasujemy - upewniał się. A wiecie państwo dlaczego? Bo my to mamy za co pić. I ciągnął dalej - niektórzy to się zapewne zastanawiają czy muzyk to może zagrać na trzeźwo. A ja państwu powiem, że być może - może, ale po co ryzykować. Opowieści towarzyszyły ogromne salwy śmiechu. I muzyka dla tych - zapowiadał Marek Czekała - którzy codziennie siedzą o tej samej porze przed ekranami telewizorów. Jedni je lubią, inni nie. Pewne melodie pozostają na zawsze. W ten sposób zapowiedziano nam muzykę z niezapomnianych polskich seriali. Seriale stulecia i taka sama muzyka. Jedyna, niepowtarzalna, lubiana przez wszystkich. Mogliśmy wysłuchać czarownych kompozycji z seriali: "Dom", "Polskie drogi", "Przygody pana Michała", "Czterech pancernych i psa" i "Stawki większej niż życie". Jeszcze przed przerwą utwór z repertuaru liczącego tysiąc pięćset piosenek. Ten rekord należy do Marii Koterbskiej. "Serduszko puka w rytmie cha-cha" z ogromnym temperamentem zaśpiewała Emilia Czekała. Piosenkę z filmu "Zapomniana melodia", tytułowy utwór piątkowego koncertu "Już nie zapomnisz mnie", "piosenkę piękniejszą niż sny" wykonał Mateusz Ziółko. Piosenkę z repertuaru Kasi Sobczuk "O mnie się nie martw" stylowo i big-bitowo zaśpiewała Emilia Czekała. Wprost aktorskim wykonaniem utworu z repertuaru Kabaretu Starszych Panów "Przeklnę cię" duet Czekała - Ziółko zakończył pierwszą część koncertu. Zjawiskowa muzyczna kłótnia przypadła publiczności do gustu. Po przerwie czekała nas kolejna godzina wspaniałej muzyki, przecudnych kompozycji i ich rewelacyjnego wykonania. A właściwie każda kolejna piosenka była piękniejsza a interpretacja coraz bardziej okazała. To tak jakby wszyscy zmówili się - dyrygent, muzycy i artyści, aby olśnić słuchaczy i grali tak "jakby świat się skończyć miał". Dyrygent Marek Czekała nie tylko świetnie prowadził "Namysłowiaków", bawił słuchaczy zabawnymi anegdotami, kiedy soliści wokaliści pozostawali przez chwilę poza sceną. Piosenką "Miasto budzi się" rozpoczął drugą cześć koncertu Mateusz Ziółko z towarzyszeniem gitar i Orkiestry Symfonicznej. Emilia Czekała za interpretację piosenki Anny Jantar "Żeby szczęśliwym być" otrzymała oklaski jeszcze w trakcie jej wykonania. Wiązankę przebojów "Czerwonych gitar" zagrała Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego. Były to utwory: "Nikt naprawdę nie wie", "No, bo ty się boisz myszy" i "Anna Maria". Świetnie zinstrumentalizowane i zagrane kompozycje w opracowaniu Marka Czekały. "Życie jak poemat" - piosenkę Szymona Wydry tak pięknie zaśpiewał Mateusz Ziółko, że postanowiłam artykułowi nadać tytuł, zainspirowana tekstem utworu. Choć Grzegorz Turnau mający ten utwór w swoim repertuarze jest niepowtarzalny i nie można go pomylić z żadnym innym artystą, to Emilii bardzo dobrze udała się interpretacja "Między ciszą a ciszą". Dla mnie była autorska i przekonywująca. Nie koniec rewelacji. A właściwie to emocje słuchaczy zdecydowanie zwyżkowały. Każdy następny utwór wieńczyły owacje, bo brawa to za mało powiedziane. Mateusz Ziółko "powalił" nas wykonaniem utworu, za który Zespół Pectus zdobył nagrodę Słowika Publiczności w Sopocie w 2008 roku, czyli "To, co chciałbym ci dać". Postarał się bardzo by pokazać talent, pasję i wielkie oddanie. Nie mam wątpliwości, lubi to, co robi. Niewątpliwy udział w sukcesie tego wykonania mieli muzycy "Namysłowiaków". Dorównywała mu swoim wykonaniem Emilia Czekała, śpiewając utwór folkowy z repertuaru Anny Marii Jopek "Ale jestem". Byłam pod wrażeniem jej ciągłego bogactwa środków interpretacji i szykownych sukni, które odmieniała wykwintnymi dodatkami. Demonstrowała zjawiskową energię i radość, która była wynikiem jest nieprzeciętnej zabawy z piosenką. Moim zdaniem urodziła się, by śpiewać, śpiewać i śpiewać. No cóż, jeśli się ma taki kod DNA. Tylko pozazdrościć. Wprost nie do uwierzenia, jak młoda osoba czyniła z każdej, niejednokrotnie trudnej piosenki, klejnocik. Za "Bal wszystkich świętych", kompozycję "Butki Suflera" sprzed dziesięciu lat, Mateusz Ziółko otrzymał najpierw rytmiczne klaskanie a potem zasłużone owacje, które długo nie milkły. Tu wielkie uznanie dla gitar basowych, perkusji i oczywiście pozostałych muzyków. Równie piękne a właściwie bajeczne było wykonanie piosenki Edyty Górniak "To nie ja byłam Ewą". Tym razem Orkiestra przeszła samą siebie. To coś nie do wyobrażenia, wprost fenomenalnie. Słuchaliśmy tego arcydzieła muzycznego jak zaczarowani. Zanim mogliśmy wysłuchać ostatniego utworu wieczoru, Marek Czekała dyrygujący Orkiestrą Symfoniczną złożył zamojskiej publiczności specjalne życzenia. - Życzę Państwu abyście ten rok przeżyli tak, aby było wstyd opowiadać, a miło wspominać. I po raz kolejny rozbawił publiczność do łez, za co też otrzymał wspaniałe podziękowanie. Utworem Agnieszki Osieckiej "Ludzkie gadanie", w wykonaniu duetu Emilia Czekała i Mateusz Ziółko, żegnał się dyrygent ze słuchaczami, którzy zgotowali muzykom i artystom fantastyczne przyjęcie. Interpretacja tej piosenki zyskała aplauz nie tylko publiczności. Swoje uznanie wyrazili również muzycy Orkiestry Symfonicznej, wystukując go smyczkami i nogami, czym sprawili ogromną radość młodym solistom. Publiczność postanowiła się jednak z artystami nie rozstawać i na zakończenie koncertu przyzwolenia nie dała. Oklaski przerodziły się w owacje, nikt nie zamierzał opuszczać gościnnych, aczkolwiek bardzo ciasnych "progów Namysłowiaków". Pierwszy bis i super aktorsko - muzyczna kłótnia, czyli "Przeklnę cię". Kłócili się Emilia i Mateusz. Wspierał kłótnię fortepian i perkusja. Dyrygent podziękował muzykom Orkiestry, a publiczność prosiła o kolejny bis. I ponownie genialne "Ludzkie gadanie" za sprawą duetu i "Namysłowiaków". Trawestując słowa piosenki "Życie jak poemat" z repertuaru Szymona Wydry - należy stwierdzić: Koncert będzie jak poemat, trzeba tylko znaleźć dobry temat, trzeba na koncercie znaleźć się, aby takim był. Teresa Madej