Żeby szkolna pielęgniarka mogła podać dziecku szczepionkę, wcześniej musi być ono zbadane przez lekarza. Sęk w tym, że miejscem pracy lekarza jest jego gabinet... w przychodni, a nie w szkole. Lubelscy lekarze mają zakontraktowane z NFZ tylko jedno miejsce pracy - własny gabinet. Nikt im nie płaci za badanie dzieci w szkołach. Lekarze rodzinni nie widzą problemu, bo jak mówią, przyjmują pacjentów w przychodniach i tam też można zaszczepić dziecko. Jednak najpierw ktoś musi je tam zaprowadzić, a z tym jest problem. Do końca roku szkolnego dzieci powinny dostać trzecią dawkę szczepionki przeciw żółtaczce typu B. Dodatkowo potrzebne są profilaktyczne dawki przeciwko tężcowi i gruźlicy. Groźne choroby nie będą czekać. Służby sanitarne przestrzegają, że ta sytuacja może się źle skończyć, a poszkodowane będą dzieci.