Kiedyś myślałem, że mała frekwencja na koncertach spowodowana jest jedną z dwóch rzeczy: brakiem informacji, albo za drogimi biletami. Tym razem oba przypadki odpadły. Bilety stanowiły równowartość niecałych dwóch piw - kupowanych w knajpie, natomiast słupy ogłoszeniowe obwieszone były kolorowymi plakatami z zapowiedzią koncertu. Wracając do domu pomyślałem, że pewnie w tym czasie w TV puścili 1243 odcinek "Magdy M", albo "M jak miłość", ale nie - sprawdziłem. Zagadka pozostanie więc nierozwiązana...Wracając do koncertu. Jak się dowiedziałem, zespół MonstruM istnieje na muzycznej scenie już 13 lat! Ma w swoim dorobku 2 płyty długogrające. Przyznaję się bez bicia, że w Starej Bramie usłyszałem ich po raz pierwszy. Z pewną taką nieśmiałością czekałem na to, co zespół pokaże na scenie i powiem szczerze zostałem bardzo mile zaskoczony. Stary, dobry, rodem z wysp brytyjskich heavy metal. Słuchając muzyki na myśl przychodziły mi takie uznane marki jak Iron Maiden, Manowar, Helloween, czy Turbo. Ta ostatnia kapela to raczej dzięki śpiewowi wokalisty, który łudząco przypominał mi głos Grzegorza Kupczyka, śpiewającego właśnie w tym zespole. Bardzo wyraźny, mocny wokal. Dobra dykcja. Rzadko można zobaczyć na scenie 3 gitary, a MonstruM właśnie tak gra. Trzy gitary powalające mnóstwem szybko wydawanych dźwięków. Coś niesamowitego. Muzyka, choć soczysta w brzmieniu, wpada w ucho. Oprócz własnych utworów zespół wykonał też covery. Ja doliczyłem się dwóch, ale może było ich więcej. Z niesamowitym jajem zagrany wielki hit Haliny Kunickiej "To były piękne dni" oraz "Doctor doctor, please" zespołu UFO. Ten ostatni utwór był bodaj jedynym zaśpiewanym w obcym języku. Uczestnicząc w koncercie nie sposób było nie zauważyć wielu wyćwiczonych układów choreograficznych, które muzycy zaprezentowali na scenie. Moim skromnym zdaniem za dużo w tym schematów, a zbyt mało spontaniczności. Ale to taka mała uwaga, która w żaden sposób nie wpłynęła na pozytywne wrażenia jakie odniosłem po kilkudziesięciu minutach spędzonych z zespołem MonstruM. Waldemar Brzyski