Oprychy w dresach miały najwyżej po 16 lat. Szukali łatwego łupu. Podeszli do czekającego na autobus 20-letniego Piotra F. i zażądali pieniędzy. Mężczyzna stwierdził, że nic nie dostaną, po czym ruszył w kierunku poczekalni. W odpowiedzi sprawcy rzucili się na niego z pięściami. Na ofiarę posypał się grad ciosów i kopniaków. Przestępcy próbowali zerwać zaatakowanemu złoty łańcuszek i przeszukać kieszenie. Młodzieniec błagał o ratunek, ale gapie tylko spokojnie przyglądali się napadowi albo odwracali głowy - pisze "Dziennik". W końcu nastolatkowi udało się wyrwać i uciec do zaparkowanego niedaleko autobusu. tam prosił kierowcę o pomoc. Jak relacjonuje gazeta - ten, widząc nadciągającą watahę rozbójników, którzy krzyczeli, że porozbijają szyby, kazał poszkodowanemu natychmiast wysiąść. 20-latek znowu wpadł w ręce rozwścieczonych bandziorów. Dopiero po kilku minutach zareagowało dwóch świadków. Chłopak w ciężkim stanie trafił do szpitala. Lekarze podejrzewają wstrząśnienie mózgu.