Konrad I. chciał, aby sąd odwoławczy zawiesił mu wykonanie kary więzienia; swój wniosek uzasadniał tym, że przyznał się do winy. Sąd okręgowy w piątek odrzucił jego apelację, uznając za oczywiście bezzasadną. - Organa ścigania wykonały dużo pracy, aby dotrzeć do oskarżonego - powiedziała uzasadniając orzeczenie sędzia Dorota Janicka. Podkreśliła, że oskarżony powodując fałszywy alarm bombowy, w sposób świadomy usiłował utrudnić działanie sądu, ponieważ dążył do odwołania rozprawy karnej w sprawie przeciwko swojemu bratu. Sam wcześniej był wielokrotnie karany. - Brak jest jakichkolwiek podstaw, aby wymierzoną mu karę warunkowo zawiesić - powiedziała sędzia Janicka. Sąd rejonowy w grudniu ubiegłego roku uznał Konrada I. za winnego popełnienia przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, polegającego na wywieraniu groźbą lub przemocą wpływu na czynności urzędowe sądu. Mężczyzna 3 września zadzwonił do Sądu Okręgowego w Lublinie, przekazał telefonistce informację o podłożeniu w sądzie ładunku wybuchowego i zagroził jego zdetonowaniem. Z budynku ewakuowano około 170 osób. Policyjni pirotechnicy, m.in. przy pomocy psa tropiącego, sprawdzili pomieszczenia - bomby nie było. Policja ustaliła sprawcę m.in. na podstawie numeru telefonu, z którego dzwonił. Konrad I. wyjaśniał, że chciał doprowadzić do odwołania rozprawy sądowej swojego brata. Jak się okazało, proces brata toczył się w sądzie rejonowym, a oskarżony pomylił numery i zadzwonił do sądu okręgowego. Rzecznik lubelskiego sądu Artur Ozimek powiedział, że powtarzające się fałszywe alarmy bombowe są dużym utrudnieniem. - W tym miesiącu już były dwa takie alarmy. To zawsze powoduje ewakuację budynku, rozprawy mają kilkugodzinne opóźnienia, albo muszą być odwoływane. Angażowana jest policja, straż pożarna, pogotowie - powiedział Ozimek.