Stanowi specyficzny konglomerat różnych elementów folkloru i muzyki, które przez lata nawarstwiały się w południowych stanach USA. Jazz jest taką dziedziną muzyki, w której każde nagranie, każdy koncert i jam session określić można jako innowację. Wynika to z samej istoty jazzu: muzyki żywej, impulsywnej, podlegającej w każdym momencie jej tworzenia elementowi "innego grania", a więc kreacji poprzez indywidualizm muzyka-kompozytora. Jazz, muzyka wymagająca od słuchacza pewnego "wyrobienia" estetycznego i percepcyjnego, stała się trendem niezwykle ekspansywnym i, co szczególnie ważne, szeroko akceptowanym. Swego rodzaju elitarność tej muzyki, związana z nowoczesnymi formami jazzu oraz ultranowoczesnymi eksperymentami, została wraz z kulturo-muzyczną konsolidacją zagubiona i współczesny jazz stał się formą sztuki będącej na usługach szeroko rozumianej muzyki rozrywkowej. Tak prezentowany i odbierany stał się więc nie tak "straszny jak go malują". Jazz ma wielu fanów ze względu na "gigantów jazzu" dla których zarezerwowano miejsce w Panteonie Sławy muzyki rozrywkowej. Zamojski "Jazz na Kresach" ma 25 lat i ostatnio opuścił przytulne wnętrza klubów. TM - W Zamościu jazz "wyszedł na ulice". Czy to dobre rozwiązanie, bo przecież jazzu słucha elitarna grupa słuchaczy i najczęściej w przytulnych knajpkach. Co Pan na to? Grzegorz Obst To dobrze, że wyszedł na ulice. Wielu ludzi go nie słucha tylko dlatego, że się boi samej nazwy. Ci co słuchają muzyki jazzowej w radiu, często przecież nie wiedzą, że słuchają jazzu. Tytuł utworu jazzowego czasami odstrasza, a na ulicy, na rynku przychodzą ci co lubią tą muzykę, znają się na niej, a przypadkowi ludzie zatrzymują się - a to jest jazz. A co jest takiego w jazzie niezwykłego? Dużą Sztuka. Przez wielkie "D" i wielkie "S". Pan zakochał się w jazzie. Ile to już lat? Czy zakochałem? Myślę, że lubię tą muzykę. Fani tej muzyki zaczynają w taki sposób - jest taki schemat: zaczyna się od tego co jest w danym momencie na rynku popularne, potem jest poezja śpiewana, a potem większość zaczyna słuchać jazzu. Czegoś co dla nich było nieosiągalne, jest to trudna muzyka. Jak Pan ocenia tegoroczną imprezę, czy jest pan zadowolony z poziomu artystycznego. Czy udało się pozyskać wszystkich wykonawców, o których Pan zabiegał? Wszystkich wykonawców, o których się staraliśmy udało się pozyskać. Wszyscy wystąpili. Oceniać poziom, jak ja to sam wymyśliłem jest trochę niezręcznie. Tutaj same nazwiska gwarantują poziom. Jan Ptaszyn Wróblewski czy Krzysztof Popek. Nie było wstydu. Bardzo dobra impreza, dobrze przyjęta przez publiczność. Nie liczyliśmy na żadne tłumy, bo to jednak jazz ale przyjemnie było popatrzeć jak 200 krzesełek czy 150 było zajętych, duża grupa ludzi, którzy chwilę przystanęli i zostali godzinę czy dwie. I trzeba liczyć, niektóre ogródki z gośćmi, gdzie ta muzyka dociera, bo graliśmy bardzo cicho na zamojskim rynku. Jak na zamojskie warunki nie jest źle. Muzyka nagłośniona była delikatnie, spokojnie, bo ta muzyka taka jest - ludzie słuchali. No były też ogródki, gdzie w międzyczasie słychać było rytmy hip- hopowe, nie wiem czy to było złośliwe. Jesteśmy zadowoleni. Dwadzieścia pięć lat - jeszcze nas rutyna nie zżera. W jaki sposób dobierany jest repertuar? Jeśli chodzi o organizację i to kto ma wystąpić - to jest problem, bo chętnych jest bardzo wielu - mówię o zespołach i muzykach. Nie jesteśmy w stanie wszystkich zaprosić. Wybieramy - bo kogoś dawno nie było, albo czas kogoś pokazać, bo już dojrzał, żeby go pokazać. Najważniejszym punktem tego festiwalu, tych naszych imprez zamojskich jest promowanie młodych muzyków, których nikt nie zna albo dopiero wchodzących na scenę jazzową. Stąd obecność muzyków z Tomaszowa.