- Historia pana Mirosława zaczęła się pod koniec lat 80., już wtedy miał tendencje do zainteresowania się małymi dziewczynkami. Dotykał je w miejsca intymne. Spotykał je na drodze i po prostu zabierał w jakieś ustronne miejsce - opowiadają dziennikarze Dawid Serafin z Onetu oraz Bartosz Dybała z "Gazety Krakowskiej". - Działa w sposób impulsywny, ma problem z kontrolowaniem swoich wynaturzonych potrzeb, patologicznych - dodaje Łukasz Wroński, profiler, biegły sądowy, Centrum Psychologii Kryminalnej. Krewni Mirosława B. twierdzą, że nie zdradzał skłonności pedofilskich, zanim zaatakował Basię. Krewni: - On jedną tylko! Reporter: - No, nie jedną, bo wcześniej dwie przecież molestował... - To były tylko przypisane. - Czyli był niewinny wtedy... - Oczywiście. Wygodnie było, statystyki się zgadzają. - Czyli co? Mam uwierzyć, że tam grasował drugi pedofil? W tym samym czasie? W tych samych latach? - Oczywiście. Jak pan jest reporterem, to pan wie, że zdarzają się takie rzeczy, że człowiekowi się nawet nie wyobraża. Stawiała opór, więc ją udusił Jest ranek 14 czerwca 1995 roku. Dziewięcioletnia Basia idzie do szkoły. Aby tam dotrzeć, musi przejść polną drogą w pobliżu lasu. Przez przypadek na jej drodze staje 34-letni wówczas Mirosław B. Mężczyzna próbuje zaciągnąć dziewczynkę do lasu, a gdy ta stawia opór, dusi ją, a ciało zakopuje. - Nie wiem, czy została zgwałcona. Znaleźli ją 9 września, czyli leżała trzy miesiące, a to był upał, gorąco. Tylko kostki zostały - wspomina mama Basi. Za zabójstwo Basi Mirosława B. skazano na 25 lat więzienia. W trakcie odsiadki mężczyzna wielokrotnie zwracał się do sądu o przedterminowe zwolnienie. Nigdy nie uwzględniono jednak jego wniosku. Swój wyrok pedofil musiał więc odbyć w całości. - To, że on nie dostawał jednak tego wcześniejszego zwolnienia wskazuje na to, że osoby, które się nim zajmowały, również dochodziły do wniosku, że on się nie zresocjalizował do końca - zauważa Łukasz Wroński, profiler, biegły sądowy. Mirosław B. nie zgodził się na oficjalną rozmowę przed kamerą. Przekazał "Interwencji", że w więzieniu odbył terapeutyczne rozmowy, po których zrozumiał swój błąd i "chce zacząć od nowa". Pytany, czy czuje pociąg seksualny do dzieci, zaprzeczył. Syna nie chce widzieć Po zabójstwie Basi rodzice Mirosława B. sprzedali swój majątek i wyprowadzili się z rodzinnej wioski. Zamieszkali kilkaset kilometrów dalej - w niewielkiej wsi w Małopolsce. Kilka lat temu matka Mirosława B. zmarła. Został mu więc jedynie ojciec. Ale ten zerwał z nim kontakt. Za kratami nie odwiedził go przez ponad 20 lat. - On opowiadał, ten dziadziu, że syna nie chce widzieć. Nikt nie wiedział, co on zrobił - mówi sąsiadka ojca Mirosława B. - Wiedzieliśmy, że już niedługo wyjdzie, widziałem, że oczy mu błyszczały przy tym, zachodziły tak łezką... Nie wiem, czy z radości, czy ze strachu. Tuż przed jego przyjściem, on poszedł do domu starców. Nawet nie wiadomo, gdzie - dodaje sąsiad ojca Mirosława B. Mirosław B. odsiedział swój wyrok co do dnia. Na początku września tego roku stał się wolnym człowiekiem. Dyrektor więzienia, w którym przebywał, nie złożył do sądu wniosku o skierowanie go do ośrodka dla szczególnie niebezpiecznych przestępców w Gostyninie. Takie uprawnienia dawała mu tzw. ustawa o bestiach. Kilka tygodni temu Mirosław B. zamieszkał więc w domu swojego ojca. "Ustawa o bestiach" - Mam jedną prośbę, żeby zrezygnować z tego określenia "ustawa o bestiach". To są ludzie. To nie są bestie. W momencie popełnienia czynu z pewnością można się spierać, czy jest człowiekiem. Natomiast później odbywa karę. Poddawany jest różnym działaniom. To jest człowiek. Biegli stwierdzili, że Mirosław B. wymaga terapii i nadzoru prewencyjnego - tłumaczy Tomasz Mucha z Sądu Okręgowego w Rzeszowie. - Ta cała "ustawa o bestiach", to jest pic na wodę, fotomontaż. W tym systemie jest wielka czarna dziura - ocenia Paweł Moczydłowski, psycholog, były szef więziennictwa. - Każdy się boi, bo to nie wiadomo, co on ma w głowie. Taki człowiek, już jak jest pedofilem, to zostaje do końca życia! Ja widzę, jak on się patrzy na dzieci. Jak dziecko idzie, on się tak krzywo na te dzieci patrzy. Tak jakby mu coś w głowie było... Naprawdę - mówi sąsiadka B. A sąsiad zauważa, że obok domu mężczyzny wiedzie droga, którą dzieci chodzą do szkoła. - Nie damy żadnej gwarancji dzisiaj. Ani w tę stronę, ani w tą, co się stanie za dwa, trzy lata, prawda? - dodaje krewny Mirosława B. Dyrektor więzienia, w którym przebywał Mirosław B., nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Zwrócił się za to do sądu o objęcie mężczyzny terapią i policyjnym nadzorem. Do czasu rozpatrzenia wniosku Mirosława B. przez całą dobę pilnuje dwóch uzbrojonych funkcjonariuszy. Teoretycznie, już wkrótce, sąd może jednak uznać te ograniczenia za zbędne. - Mieszkańcy wioski widzą tego mężczyznę, jak w asyście policji wchodzi do sklepu i to wszystko świadczy o tym, że ten człowiek jakieś zagrożenie prawdopodobnie może stwarzać - zauważa Bartosz Dybała z "Gazety Krakowskiej". - Demokracja nie polega na tym, że grupa ludzi będzie decydować, kogo chce obok siebie, a kogo nie chce - zauważa Tomasz Mucha z Sądu Okręgowego w Rzeszowie.