Nie przyniosły rozwiązania konfliktu czwartkowe rozmowy w Lublinie protestujących pracowników z wiceministrem pracy i opieki społecznej Jarosławem Dudą, z udziałem dyrektorów placówek pomocy społecznej oraz starostów, którzy je prowadzą. Następne spotkanie zaplanowano za trzy miesiące. Pracownicy DPS żądają podwyżki płacy zasadniczej o 700 zł, zwiększenia o 100 proc. wynagrodzenia za pracę w niedziele i święta, oraz 15 proc. dodatku za pracę w nocy. Teraz na Lubelszczyźnie - jak mówią - zarabiają przeciętnie po tysiąc złotych. - Nic nie osiągnęliśmy. Nie obiecuję, że będzie cisza przez te trzy miesiące. Powiedzieliśmy ministrowi, że pracownicy ze wszystkich domów w kraju ruszą na Warszawę i tam będziemy blokować, wtedy może inaczej potoczą się te rozmowy - powiedziała Elżbieta Zakrzewska-Wal opiekunka z DPS w Krasnymstawie. Z rozmów nie był zadowolony także starosta krasnostawski Janusz Szpak. - Z własnych środków starostwa możemy podnieść płace tylko o 100 zł brutto i pytałem, czy administracja rządowa dołoży choć drugie tyle. Usłyszałem, że to sprawa systemowa i trzeba czasu żeby przeprowadzić zmiany - powiedział Szpak. Wiceminister Duda przyznał, że pracownicy domów pomocy społecznej zarabiają mało i zapewnił, że będzie starał się znaleźć możliwości zwiększenia ich zarobków. Jednym ze sposobów ma być przejęcie przez NFZ finansowania usług medycznych w domach pomocy społecznej. - Etaty pielęgniarek i rehabilitantów powinny być opłacane z NFZ, a nie z budżetu domu pomocy społecznej. To będzie pierwsza zmiana - powiedział Duda. Dodał, że będzie się starał, aby w Polsce powstał rynek usług socjalnych. - Rynek, to znaczy wielość, pluralizm, konkurencja. My, jako instytucje pomocy społecznej, mamy rywalizować o klienta. Klient powinien dysponować bonem, wybrać miejsce, gdzie chce go realizować, a jeśli uzna, że opiekę najlepiej zapewni mu sąsiadka, przeszkolona i monitorowana, to być może warto te pieniądze zostawić u sąsiadki - uważa Duda. 800 domów pomocy społecznej w kraju prowadzonych przez samorządy zatrudnia 50 tys. pracowników. W placówkach tych przebywa około 80 tys. pensjonariuszy. 1200 miejsc jest wolnych, ponieważ ? jak wyjaśnił Duda - gminy, na które spada obecnie główny ciężar finansowania pobytu podopiecznych, nie mają na to dość pieniędzy.