Organizatorzy spodziewali się tłumów mieszkańców oraz przyjezdnych, dla ściągnięcia których przeprowadzona została nawet ogólnopolska kampania billboardowa. Tych tłumów jednak nie było. Przed sceną - w sektorze biletowanym - dało się zauważyć wiele wolnych miejsc. Analizę tego zjawiska zechcę przeprowadzić w kolejnym artykule, teraz natomiast chciałbym się ustosunkować do komentarza, jaki ukazał się po festiwalu w jednej z lokalnych gazet. Otóż padło tam stwierdzenie, że jeżeli gospodarze miasta chcą zrobić mieszkańcom i turystom prezent, to nie powinni im za to kazać płacić. Całkowicie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Przede wszystkim miasto nie jest od rozdawania prezentów i każdej tego typu imprezie prześwieca jakiś określony cel. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z promocją miasta. Czy to się udało, to już jest inny temat. Uważam, że kwota 20 zł za bilet wstępu było ceną niewygórowaną. Wejściówki na "Skrzypka na dachu", "Barona Cygańskiego", "Straszny dwór" czy Piotra Rubika kosztowały 50 zł, a skala przedsięwzięcia w przypadku Festiwalu Kultury Włoskiej była dużo większa. Nie mówię już o aspektach artystycznych, bo jeżeli Rubika spokojnie można wpasować poziomem do koncertu "gwiazd" muzyki pop, tak Włoska Noc Operowa nie miała już sobie równych. No ale ludzi nie interesuje poziom artystyczny, klasa artysty, ich interesuje to co jest na topie, to co jest w telewizji i na pierwszych stronach kolorowych czasopism. Nie ważne czy artysta przyjeżdża zagrać prawdziwy koncert, czy odwalić mękę podpierając się playbackiem. A takich "gwiazd" w ostatnich czasach przybywa. I nie ma tu znaczenia czy koncert jest płatny czy nie. Jak ktoś zechce zobaczyć swego ulubionego artystę zapłaci tyle ile będzie trzeba. Ludzie chodzą na swoich artystów, swoich ulubieńców. Dlatego też Włoska Noc Operowa przyciągnęła dużo mniejszą widownię niż koncert "gwiazd" muzyki pop. Opera jest przecież dla snobów, kogo obchodzi "jakiś" Ochman... Ale wracając do tematu odpłatności za koncerty... Jak już wspomniałem, za jeden dzień festiwalowy trzeba było zapłacić 20 zł. Jest to średnia cena jaką trzeba wydać przy zakupie 3 piw pod parasolkami. Ile piw można wypić w ciągu trwającego prawie trzy godziny koncertu? Trzy na pewno. W czasie trwania festiwalu ogródki piwne pękały w szwach. Śmiem twierdzić, że więcej ludzi było pod parasolami niż za ogrodzeniem przed sceną. Zatem tych ludzi na pewno nie odstraszyło to, że koncert jest płatny, ani tym bardziej cena wejściówki. Oni zawsze wybiorą parasolki, nawet jeśli wstęp na koncert będzie darmowy. Zresztą nie od dziś wiadomo, że tzw. otwarte imprezy psują i tak już bardzo nadszarpnięty rynek koncertowy. Wiele osób narzeka, że Zamość omijają prawdziwe gwiazdy muzyki. Nie ma co się dziwić skoro ludzie przyzwyczaili się do tego, że wszystko powinno być za darmo, że miasto powinno zorganizować... Koncerty się nie sprzedadzą, bo wydatek rzędu 30-50 zł za bilet jest dla większości odstraszający. A trzeba wiedzieć, że organizacja koncertu gwiazdy - nie mówię oczywiście o tych lansowanych przez media, których ceny są znacznie wyższe - to wydatek rzędu 30 - 40 tys. Pamiętam czasy, kiedy stawało się na głowie by znaleźć kasę na bilet wstępu. Ale wtedy nie było festynów, nie było "darmowej" muzyki w sieci... sale koncertowe pękały w szwach... Teraz już jest to nierealne. Nawet biletowany koncert bez sponsorów nie wypali. Uważam, że właśnie taka organizacja jest na chwilę obecną optymalnym rozwiązaniem. Nie powinno być darmowych koncertów, na koncercie powinni się znaleźć ci, którzy tam chcą być, a nie przypadkowe osoby. A sponsorzy powinni być gwarantem zminimalizowania kosztów wejściówek. I tak właśnie było podczas Festiwalu Kultury Włoskiej. Moim skromnym zdaniem- całkiem słusznie. Autor: wald