Pod koniec czerwca ubiegłego roku, w jednej z podsiemiatyckich wsi zaatakowany został przez właściciela gospodarstwa komornik i towarzyszący mu pomocnik. Napastnikiem był gospodarz, do którego komornik przyszedł z zamiarem zajęcia nieruchomości. Potem okazało się, że komornik pomylił się - tak naprawdę szukał mieszkańca sąsiedniej wsi, o takich samych personaliach i imieniu ojca, który zalegał z alimentami. W lutym sąd w Siemiatyczach uznał, że doszło do napaści, z siekierą w ręku, na komornika i towarzyszącego mu pełnomocnika, ale odstąpił od wymierzenia kary rolnikowi. Uznał jednak, że doszło do przekroczenia stanu wyższej konieczności. Orzeczenie zaskarżyła prokuratura, która argumentowała, że nie można było uznać, że był w ogóle stan wyższej konieczności definiowany w kodeksie karnym, a więc także - że doszło do przekroczenia tego stanu. Oskarżyciel na czwartkowej rozprawie apelacyjnej mówił, że rolnik już kilka dni wcześniej wiedział o pomyłce, gdy przyszedł do niego geodeta, by wyznaczyć rozmiary działki do egzekucji. I choć mógł, nie powiadomił nikogo o pomyłce (np. policję czy sąd). Ta wyszła na jaw dopiero po ataku, gdy wezwana została policja i po numerze PESEL ustalono, że chodzi nie o tę osobę. Sąd Okręgowy w Białymstoku również ocenił, że nie były spełnione ustawowe warunki do przyjęcia, iż był to stan wyższej konieczności. Wyjaśniał też, że w dniu, kiedy komornik pojawił się w gospodarstwie, nie miał on jeszcze faktycznie zająć gruntu, a jedynie przeprowadzić "czynności poprzedzające". Sąd również zwrócił uwagę, że właściciel - choć jeszcze w dniu spotkania z geodetą dowiedział się, że chodzi nie o niego, ale mieszkańca sąsiedniej wsi - "nie podjął kroków by pokazać, że jest błąd". Ocenił też, że nawet bez uznania stanu wyższej konieczności (co sąd rejonowy musi ponownie ustalić), biorąc pod uwagę że doszło do błędu organu państwowego, sąd ma możliwość odstąpienia od wymierzenia kary lub orzeczenia warunkowego umorzenia postępowania.