W 2001 roku mężczyzna będąc pod wpływem alkoholu, miał 1,5 promila w organizmie, prowadził samochód, który z dużą prędkością uderzył w latarnię na jednym z mostów w Warszawie. W aucie oprócz kierowcy było jeszcze dwóch mężczyzn. Jeden z nich zginął na miejscu, drugi z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala i do dzisiaj ma kłopoty ze zdrowiem. Hospitalizowany z powodu ciężkich obrażeń, m.in. kręgosłupa, był również sprawca wypadku. Za spowodowanie w stanie nietrzeźwym wypadku ze skutkiem śmiertelnym sprawca stanął przed sądem, który skazał go na trzy lata pozbawienia wolności i nakazał zapłacić odszkodowanie pokrzywdzonym i ich rodzinom. Po zakończeniu leczeniu mężczyzna nie stawił się jednak w zakładzie karnym. Od 2002 roku był poszukiwany listem gończym. Zatrzymali go policjanci z Łodzi, którzy otrzymali informację, że poszukiwany może przebywać w niewielkim domu w lesie pod Warszawą. - Kiedy funkcjonariusze dotarli w to miejsce, okazało się, że dom wygląda na opustoszały. Mimo to przeskoczyli przez wysokie ogrodzenie i zatrzymali kompletnie zaskoczonego 33-latka, który w ukryciu prowadził mały warsztat ślusarski i był przekonany, że uda mu się przetrwać w ten sposób do przedawnienia wyroku - powiedziała Mirosława Kraszewska z łódzkiej policji. Przed wypadkiem z 2001 roku 33-latek był wielokrotnie karany za jazdę pod wpływem alkoholu. W 1995 r. miał za to zabrane prawo jazdy na sześć miesięcy, w 1996 r. na 10 miesięcy, w 2000 r. na 12 miesięcy, a po wypadku na osiem lat. Teraz trafi do zakładu karnego.