"Pod koniec dnia pracy przyszedł do nas i powiedział, że jutro możemy nie przychodzić, bo firma zostaje zamknięta" - mówią rozgoryczone łodzianki. Potem pocztą niektóre otrzymały świadectwa pracy i... wymówienia. Z powodu "prowadzenia na terenie zakładu prac utrudniających kontynuowanie produkcji" - pisze "Express Ilustrowany". Kobiety od sierpnia w jednej z hal przy al. Piłsudskiego zajmowały się obróbką papryki i pakowaniem jej do słoików. Miały też pakować cukinię, oliwki itp. "Pracowałyśmy ciężko. To przypominało obóz pracy. Papryka była opalana na specjalnym grillu, w sali unosił się dym, nie było wentylacji. Aby wywietrzyć pomieszczenie otwierano drzwi" - mówi Renata Ustaborowicz. Hiszpański właściciel firmy wyprowadził z hali cały towar i maszyny. Nie wypłacił wynagrodzeń za ostatni miesiąc. W Łodzi pozostało jedynie biuro rachunkowe, które prowadziło księgowość tajemniczej firmy. A Hiszpan wyjechał do ojczyzny. Poszkodowane łodzianki zapowiadają, że będą walczyć w sądzie pracy o odzyskanie utraconych zarobków. "To typowe zjawisko w firmach nastawionych na pracę sezonową i szybki zysk" - mówi Jerzy Iwaszkiewicz, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Łodzi. Inną sprawą jest natomiast niewypłacenie wynagrodzenia. Gdy tylko zostanie zgłoszona oficjalna skarga, zajmiemy się tą sprawą.