- Podczas interwencji spotykam się z różnymi reakcjami, jestem na to przygotowana, jednak to, co spotkało mnie w Kuźnicy, przekroczyło wszelkie granice, dlatego sprawa znajdzie swój finał w sądzie - wyjaśnia powód swojej decyzji prezes TOZ-u w Piotrkowie. "Ty śmieciu, złodziejko, pani trzeba wbić do tego głupiego łba" - to tylko niektóre z, delikatnie mówiąc, niewybrednych epitetów skierowanych pod adresem Grażyny Fałek, które zarejestrowały kamery i mikrofony. Inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami te i wiele innych inwektyw usłyszała z ust Krzysztofa Z., który twierdzi, że jest największym hodowcą psów rasy tosa inu*. Wszystko miało miejsce podczas powtórnej kontroli jego "hodowli". - Usłyszałam, że okradam psy, a do niego przyjechałam, żeby zabrać jego czworonogi i wywieźć do Niemiec. Do Grażyny Fałek z prośbą o interwencję zwrócili się na początku tego roku sąsiedzi "hodowcy ". Ich zdaniem na terenie posesji dochodziło do wzajemnego zagryzania się psów. Obawiali się też o swoje życie, bo psy były bardzo agresywne. Dowodem na to miał być film nagrany latem ubiegłego roku. - Statut naszej organizacji zobowiązuje do sprawdzenia wszelkich niepokojących sygnałów, które do mnie napływają. Nie mogłam więc pozostać obojętna na takie doniesienia i złożyłam stosowne dokumenty o przeprowadzenie wizji tego miejsca. Pierwsza planowana wizyta zakończyła się fiaskiem. Krzysztof Z., właściciel "hodowli" przedstawił zaświadczenie lekarskie. - Dopiero 19 marca doszło do zapowiedzianej tydzień wcześniej kontroli i udało mi się wejść wspólnie z policją i przedstawicielami Urzędu Gminy w Zelowie na teren posesji. Po dokonaniu oględzin stwierdziłam, że warunki lokalowe nie spełniają standardów hodowli (w pomieszczeniach, w których przebywają psy, jest bardzo ciemno), natomiast same psy nie są zaniedbane. Do myślenia dawał jednak fakt, że wszystkie szczepione były tego samego dnia (16 marca), czyli tuż przed zapowiedzianą kontrolą - podsumowuje Grażyna Fałek. Jednak prawdziwą burzę wywołało ukazanie się w Internecie nagrania zarejestrowanego kamerą przez mieszkańców Kuźnicy. Film, na którym dochodzi do makabrycznych scen rozszarpywania jednego psa przez dwa pozostałe, jako pierwszy udostępnił opinii publicznej portal epiotrkow.pl. Wówczas sprawą "hodowcy" zainteresowały się ogólnopolskie media i o tym, do czego mogło dojść w małej Kuźnicy, dowiedziała się cała Polska. Po tym, jak sprawa została nagłośniona, zelowscy urzędnicy wydali decyzję o ponownej (i zgodnie z literą prawa zapowiedzianej) kontroli. Tym razem nie było policji. Był za to burmistrz Zelowa, gminni urzędnicy, inspektor powiatowego lekarza weterynarii w Bełchatowie, kilku dziennikarzy i... Grażyna Fałek, wobec której Krzysztof Z. od samego początku zachowywał się wyjątkowo agresywnie i początkowo nie chciał wpuścić na teren swojej posesji. - Bałam się, że mnie uderzy. Ci, którzy stali tuż obok, widzieli, że Krzysztof Z. już zamierzył się na mnie, ale chyba któraś z osób powstrzymała go w ostatniej chwili - relacjonuje Grażyna Fałek, która do tej pory po kontroli w Kuźnicy musi przyjmować leki uspokajające. Dalsza część wizyty przebiegała w podobnym tonie. Ciągłe wyzwiska, obelgi i pomówienia kierowane przede wszystkim do prezesa piotrkowskiego oddziału TOZ-u. - Mam żal do burmistrza Zelowa. Ja nie przyjechałam tam prywatnie. Obowiązkiem władz lokalnych jest zapewnienie nam pomocy i bezpieczeństwa przy przeprowadzaniu tego typu działań. A tu spotkała mnie wręcz wrogość z ich strony. Czułam się zagrożona, a burmistrz nie reagował na skandalicznie agresywne zachowanie właściciela posesji. Nawet nie próbował go uspokoić czy stanąć w mojej obronie. Mam wrażenie, że władzom Zelowa zależy na tym, żeby sprawie łeb ukręcić. Podtrzymuję to, co powiedziałam po pierwszej kontroli - psy nie są zaniedbane, jednak ja wiem, że tam nie wszystko jest w porządku i właściciel posesji też o tym wie, stąd tak gwałtowna jego reakcja. Więcej tam nie pojadę, przekażę sprawę innym organizacjom, które mają większe możliwości. Po konsultacjach z Zarządem Towarzystwa doszliśmy do wniosku, że jest to dla mnie zbyt niebezpieczne - dodaje Grażyna Fałek. Od Krzysztofa Z. dostało się również Przemysławowi Chrustowi, lekarzowi weterynarii. Inspektor również nie wykluczył, że będzie domagać się swoich praw na drodze sądowej za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego. Katarzyna Babczyńska *Tosa inu - rasa wywodząca się z Japonii. Psy tej rasy przez hodowców uznawane za łagodne, przez polskie prawo zakwalifikowane do listy najbardziej agresywnych.