Wydarzenie to komentowały również ogólnopolskie programy informacyjne. Przypomnijmy, że zwłoki zmarłych w szpitalu osób, mimo że zostały przewiezione do prosektorium, nie zostały schowane do chłodni. Skutki tego zaniedbania już znamy. Teraz pozostaje tylko pytanie, jak mogło dojść do tej tragedii. Policja wszczęła już śledztwo w sprawie znieważenia zwłok. W miniony piątek materiały sprawy trafiły do prokuratury. - Wstępna kwalifikacja czynu dotyczy znieważenia zwłok. Materiały dotyczące sprawy wróciły do nas z prokuratury. Trwają czynności dochodzeniowe, wkrótce zostaną przesłuchani świadkowie - informuje rzecznik prasowy piotrkowskiej policji, posterunkowa Małgorzata Para. Czy w tej konkretnej sytuacji zawinił człowiek czy pogoda, upał i burza? O wydarzeniu opowiada właściciel jednego z piotrkowski zakładów pogrzebowych. - My też mieliśmy raz taki przypadek, jaki zdarzył się teraz na Rakowskiej. Wówczas również zawiniło prosektorium. Takie sytuacje zazwyczaj mają miejsce, jeśli w prosektorium jest np. za mało miejsc. Jeśli człowiek umiera w domu, to zabieramy zwłoki z domu od razu do chłodni w kaplicy na ul. Cmentarnej. Tam ciało ubieramy i przygotowujemy do pochówku. Jeśli człowiek umarł w szpitalu, to zabieramy zwłoki ze szpitalnego prosektorium na Cmentarną. - mówi przedsiębiorca pogrzebowy. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że w szpitalu na Rakowskiej wywożeniem zwłok do prosektorium zajmują się salowe. O sytuacji w szpitalu opowiada była pracownica. - Chciałabym wziąć w obronę salową, która zajmowała się tego dnia wywożeniem zwłok do prosektorium. Kiedy ja pracowałam w szpitalu przy Rakowskiej, na porządku dziennym były sytuacje, że jedna salowa musiała "obskoczyć" kilka oddziałów, reumatologię, okulistykę, gastrologię, izbę przyjęć i jeszcze do tego musiała wywozić zwłoki do kostnicy, chociaż oficjalnie nie należało to do jej obowiązków, nigdzie nie jest to zapisane. Do piątku, czyli do czasu tej tragedii, to właśnie salowe zajmowały się wywożeniem zmarłych do kostnicy. Po wydarzeniu, o którym mówimy, dyrektor Marek Konieczko zwolnił salowe z tego obowiązku. Od teraz w izbie przyjęć będzie sanitariusz, który ma się tym zajmować. Sytuacja, kiedy jedna kobieta jest odpowiedzialna za tyle spraw, została stworzona w ramach oszczędności. To był horror, jedna kobieta musiała biegać po szpitalu, wysprzątać izbę przyjęć i jeszcze wywozić zwłoki. Pomijając już to, że salowa, która musi wywozić zwłoki, w tym samym ubraniu wracała na oddziały, na których przeprowadza się zabiegi. Nie ma osobnych fartuchów ani obuwia zastępczego. Aż dziwne, że jeszcze nie wybuchła epidemia. Z moich informacji wynika, że nikt nie zostanie zwolniony z pracy za sytuację, do której doszło. Zmieniło się jedynie to, że od czasu tego tragicznego wydarzenia salowe już nie muszą wywozić zwłok do prosektorium - mówi była pracownica szpitala. Zastanawiające jest, dlaczego obowiązek wywozu zwłok należy do salowych, a nie do pracowników prosektorium. Kwestie tę wyjaśnia dyrektor szpitala Marek Konieczko. - Obowiązek wywożenia zwłok do prosektorium należy do sanitariuszy, przy pomocy pracowników ochrony. Zwłoki przewozi także salowa, co nie przekracza zakresu jej obowiązków. Pracownicy prosektorium w ogóle nie zajmują się przewożeniem zwłok. Do nich należy przyjęcie zwłok, sprawowanie kontroli nad prosektorium i wydawanie zwłok. Generalnie przewożenie zwłok to obowiązek pracowników szpitala, którzy są do tego upoważnieni - mówi dyrektor Konieczko. Dyrektor szpitala nie chciał na razie rozmawiać o tym, kto jest odpowiedzialny za sytuację, która miała miejsce kilka dni temu. - Szpital przeprowadza dokładne i wnikliwe wyjaśnienia w tej sprawie. O wynikach tego postępowania powiadomię organa, które prowadzą postępowanie z urzędu. Jeżeli stwierdzę czyjąś winę, wyciągnę służbowe konsekwencje - dodaje dyrektor. Marek Konieczko podkreślił, że rodziny zmarłych pacjentów zostały ponownie przeproszone za całe wydarzenie, a konsekwencje na pewno zostaną wyciągnięte. Przyszpitalne prosektorium jest czynne od poniedziałku do piątku w godzinach od 8 do 13, dysponuje sześcioma miejscami. Jak poinformowała nas dyrekcja szpitala, po przeprowadzanym obecnie remoncie, prosektorium dysponować będzie dwunastoma miejscami. Wątpliwości w tej sprawie budzi fakt, dlaczego do obowiązków salowej, przebywającej wśród chorych, należy wywóz zwłok do prosektorium. W obecnym stanie prawnym sposób postępowania ze zwłokami osób zmarłych w szpitalu określają regulaminy porządkowe poszczególnych zakładów opieki zdrowotnej. Powoduje to duże różnice w uregulowaniu tego zagadnienia, w szczególności obowiązków szpitala polegających na przygotowaniu zwłok osoby zmarłej do wydania osobom upoważnionym do ich pochowania. Sprawdziliśmy, jak sprawa wygląda w innych szpitalach naszego regionu. Jak poinformowała nas Ewa Zalewska, główny specjalista do spraw organizacji Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Pawła II w Bełchatowie, wywożeniem zwłok do prosektorium w bełchatowskiej placówce zajmuje się kilka osób. Od poniedziałku do piątku, w godzinach pracy szpitala, obowiązek ten spoczywa na pracownikach prosektorium. Z kolei w godzinach popołudniowych, a także w weekendy i w święta zajmują się tym pracownicy transportu szpitala. Rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami osób zmarłych w szpitalu określa procedurę postępowania w razie śmierci osoby przebywającej w szpitalu, a także obowiązki tej placówki w zakresie przygotowania zwłok osoby zmarłej w szpitalu do wydania ich osobom uprawnionym do pochowania. Obowiązki szpitala ograniczają się do wykonania czynności umożliwiających wydanie zwłok osoby zmarłej, przy poszanowaniu należnej im godności. "Po stwierdzeniu zgonu przez lekarza (...), pielęgniarka wypełnia kartę skierowania zwłok do chłodni oraz zakłada na przegub dłoni albo stopy osoby zmarłej identyfikator (...), po czym zwłoki wraz z tą kartą oraz identyfikatorem są przewożone do chłodni" - czytamy w rozporządzeniu. W dokumencie nie jest wyszczególnione, kto musi te zwłoki przewieść do chłodni. W takim wypadku należy zdać się zapewne na zdrowy rozsądek dyrekcji szpitala, która organizuje pracę personelu. Aleksandra Stańczyk