Do pożaru mieszkania na drugim piętrze kamienicy przy ul. Włókienniczej w Łodzi doszło w nocy na początku marca tego roku. Na klatce schodowej panowało silne zadymienie; strażacy musieli wyważać drzwi niektórych mieszkań, żeby wyprowadzić lokatorów. Ciężkiemu zatruciu tlenkiem węgla uległa 23-letnia kobieta wraz z dwiema córkami - trzyletnią Wiktorią i pięcioletnią Amelią - mieszkające piętro wyżej. Mimo natychmiastowej reanimacji starsza z dziewczynek zmarła na miejscu. 23-letnia matka i młodsza córka w krytycznym stanie trafiły do szpitala. Niestety, mimo wysiłków lekarzy, kobieta i dziewczynka dwa dni później zmarły. Według prokuratury, przyczyną pożaru było zaprószenie ognia przez 46-letniego Romana P., w którego mieszkaniu wybuchł pożar. Strażacy znaleźli mężczyznę podczas akcji gaśniczej na klatce schodowej; trafił do szpitala z poparzeniami dłoni. Jak ustalono w chwili wybuchu ognia był pijany; według biegłego miał od 2,3 do 3,1 promila alkoholu w organizmie. Mężczyźnie przedstawiono zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru kamienicy, w wyniku którego śmierć poniosły trzy osoby. Zarzucono mu także spowodowanie zagrożenia dla innych lokatorów i mienia w znacznych rozmiarach, którego wartość oszacowano na niemal 2,8 mln zł. Mężczyzna przyznał się do winy. W czwartek sąd wymierzył mu karę czterech lat więzienia. 23-letnia kobieta sama wychowywała dwie córki. Jak ustalono, jej matka zginęła rok wcześniej w innym tragicznym pożarze.