Według prokuratury, 46-latek po pijanemu zaprószył ogień w swoim mieszkaniu. Grozi mu osiem lat więzienia. Przed sądem mężczyzna przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. W wyjaśnieniach w śledztwie powiedział, że ogień wybuchł podczas ładowania zapalniczki; przyznał, że w dniu tragedii pił alkohol. - Wolałbym sam zginąć, a żeby te dzieciaki żyły - mówił. "Czuję się winny" W środę Roman P. powiedział, że nie pamięta dokładnie przebiegu zdarzenia i jak składał wyjaśnienia. - Czuję się winny i ponoszę odpowiedzialność za to, co się stało w moim domu - dodał. Przyznał, że od kilku lat nadużywał alkoholu; bywał w izbie wytrzeźwień; pytany przez sąd nie wykluczył, że mógł zasnąć z papierosem. Sąd zgodził się na pokazywanie jego wizerunku; w procesie pokrzywdzonych jest ponad 40 osób i instytucji. Tragedia rozegrała się na początku marca tego roku. W nocy z piątku na sobotę doszło do pożaru mieszkania na drugim piętrze kamienicy przy ul. Włókienniczej w Łodzi. Na klatce schodowej panowało silne zadymienie; strażacy musieli wyważać drzwi niektórych mieszkań, żeby wyprowadzić z nich śpiących lokatorów. Matki i jej córeczek nie udało się uratować W wyniku pożaru ciężkiemu zatruciu tlenkiem węgla uległa 23-letnia kobieta wraz z dwiema córkami - trzyletnią Wiktorią i pięcioletnią Amelią - mieszkające piętro wyżej. Kobieta i jej córki były nieprzytomne, z niewyczuwalnymi funkcjami życiowymi. Mimo natychmiastowej reanimacji na miejscu zmarła starsza z dziewczynek. 23-letnia matka i jej młodsza córka trafiły w krytycznym stanie do szpitala. Niestety, mimo wysiłków lekarzy, kobieta i dziewczynka dwa dni później zmarły. Według prokuratury przyczyną pożaru było zaprószenie ognia przez 46-letniego Romana P., w którego mieszkaniu wybuchł pożar. Strażacy znaleźli mężczyznę podczas akcji gaśniczej na klatce schodowej; trafił do szpitala z poparzeniami dłoni. Jak ustalono w chwili wybuchu ognia był pijany; według biegłego miał od 2,3 do 3,1 promila alkoholu w organizmie. Biegli: Oskarżony w chwili zdarzenia był poczytalny Po wyjściu ze szpitala mężczyzna został zatrzymany i przedstawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru kamienicy, w wyniku którego śmierć poniosły trzy osoby. Zarzucono mu także spowodowanie zagrożenia dla innych lokatorów i mienia w znacznych rozmiarach, którego wartość oszacowano na niemal 2,8 mln zł. Z opinii biegłych psychiatrów wynika, że w chwili zdarzenia oskarżony był poczytalny. 46-latek jest aresztowany. Grozi mu kara do ośmiu lat więzienia. 23-letnia kobieta sama wychowywała dwie córki. Jak ustalono, rok wcześniej w innym tragicznym pożarze przy ul. Pomorskiej w Łodzi, zginęła jej matka.