Ekolodzy alarmują, że nieczynne już składowiska i wysypiska po fabrykach w województwie łódzkim są bombami ekologicznymi. Mowa tu m.in. o składowisku w Zgierzu po Zakładach Produkcji Barwników w Zgierzu czy po zakładach WISTOM w Tomaszowie Mazowieckim. Tereny te zostały przejęte przez prywatne firmy, które do tej pory nie rozpoczęły skutecznej rekultywacji. W niektórych przypadkach, jak w Zgierzu, firma zarządzająca terenem znajduje się w likwidacji - czytamy na stronie NIK. Przejęcie tych terenów przez samorządy jest podstawą do tego, aby skorzystać z dofinansowania Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na rekultywację. Miejsca te stwarzają poważne zagrożenie dla środowiska. Z informacji medialnych wynika, że w Zgierzu może być zakopanych od kilkudziesięciu do nawet kilkuset tysięcy beczek z niebezpiecznymi substancjami. Powołany w NIK specjalny zespół uznał, że sprawą należy zająć się jak najszybciej. - Sytuacja na terenie byłych zakładów chemicznych Boruta w Zgierzu wygląda bardzo źle. Nie do przyjęcia jest fakt, że nie prowadzono żadnych działań zabezpieczających i rekultywacyjnych. Nie wiemy nawet dokładnie co tam jest składowane i ile tego jest - powiedział prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Dziennikarze Polsat News ustalili, że zgierzanie od lat mieszkają na tykającej bombie ekologicznej. Ekipa Polsat News pobrała próbki i zleciła ich przebadanie. - Mamy tu po prostu taki mały zgierski Czarnobyl, możemy to tak porównać. Promieniowania nie ma, ale mamy bardzo silne skażenie - powiedział Bartłomiej Górski, ekolog i mieszkaniec 60-tysięcznego Zgierza. - To są związki mutagenne, kancerogenne jak i stanowiące bezpośrednie zagrożenie dla życia praktycznie każdych organizmów żywych - powiedział Łukasz Szulc, szef laboratorium "Jars", które wykonało badania próbek pobranych przez dziennikarzy Polsat News.