- Z placówki w czwartek odeszło 37 lekarzy, którym minął termin złożonych wcześniej wypowiedzeń umów o pracę. To jedna czwarta lekarzy pracujących w szpitalu. Według rzeczniczki szpitala Grażyny Kieszkowskiej, sytuacja jest trudna, ale placówce na razie nie grozi ewakuacja pacjentów. Już wcześniej wstrzymane zostały przyjęcia planowe na oddziały, z których zamierzali odejść lekarze: ginekologiczno-położniczy, noworodkowy, oddział chorób wewnętrznych, diabetologii, nefrologii i oddział kardiologii. Pacjenci na tych oddziałach pozostaną do wyleczenia, a ci których stan zdrowia na to pozwoli, będą wypisywani do domu. W związku z odejściem lekarzy połączono - na zasadzie współpracy lekarzy - oddziały diabetologii i nefrologii oraz kardiologii i chorób wewnętrznych. - Obecni w szpitalu pacjenci mają zapewnioną opiekę. Dyżury pełnią ordynatorzy bądź lekarze, bo przecież są także lekarze, którzy nie zwolnili się z pracy - powiedziała w piątek Kieszkowska. Dodała, że okoliczne szpitale poinformowały, iż są gotowe przyjmować pacjentów, którzy nie będą mogli zostać przyjęci do sieradzkiej placówki. Przez kilka tygodni w szpitalu trwały rozmowy lekarzy z dyrekcją placówki. Nie udało się jednak osiągnąć żadnego kompromisu. Dyrekcja zaproponowała lekarzom podwyżkę płacy o 40 proc., do ok. 3,5 tys. zł brutto. Lekarze domagali się dwóch średnich krajowych. Ostatecznie z pracy odeszło 37 ze 135 zatrudnionych tam lekarzy. W ostatnim czasie wypowiedzenia wycofało dziewięciu ortopedów, którzy doszli do porozumienia z dyrekcją w sprawie podwyżek płac i czasu pracy. Według rzecznik, dyrekcja szpitala jest gotowa wrócić do rozmów z lekarzami. "Ale to zależy już indywidualnie od każdego z lekarzy, czy będą chcieli przyjść do dyrektora i podejmować rozmowy" - powiedziała.