Właściciel obiektu Roman B. usłyszał zarzut zniszczenia zabytku, wpisanego do gminnej ewidencji zabytków, poprzez polecenie jego rozbiórki. Podejrzany nie przyznał się do zarzucanego czynu i odmówił złożenia wyjaśnień - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Zajezdnia z zespołem hal postojowych przy ul. Kilińskiego powstała w 1928 roku. Jest wpisana do ewidencji zabytków. Trzy lata temu teren został sprzedany prywatnemu inwestorowi; w styczniu 2011 roku obiekt zamknięto, a tramwaje przeniesiono do innych zajezdni w mieście. Kilka miesięcy później Wojewódzki Konserwator Zabytków nakazał wstrzymanie prac rozbiórkowych na terenie zajezdni, ponieważ prowadzone były bez jego zgody. We wrześniu ub. roku właściciel terenu rozebrał budynki. W związku z tym zawiadomienie o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa niszczenia zabytku złożył na policję WKZ, który nie wydał decyzji o całkowitej rozbiórce budynków, co - według niego - jest wymagane prawem. Później do prokuratury wpłynęło zawiadomienie b. ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego oraz sześciorga łódzkich radnych. Podkreślają oni, że obiekt był wpisany do wojewódzkiej ewidencji zabytków. W trakcie postępowania przesłuchano m.in. konserwatora zabytków, policja przeprowadziła oględziny terenu. W końcu śledczy przedstawili właścicielowi obiektu zarzut zniszczenia zabytku. Grozi za to kara do pięciu lat więzienia i nawiązka na cele społeczne w wysokości do 30-krotnego, minimalnego wynagrodzenia. Dwa lata temu na terenie zajezdni wybuchł pożar. Akcja gaśnicza trwała dobę. W wyniku pożaru spłonęło ok. 4,5 tys. m kw. dachu, a straty wyniosły ponad 1,5 mln zł. Biegły ds. pożarnictwa uznał, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie. Śledztwo został jednak umorzone, ponieważ nie udało się ustalić sprawców. Właściciel obiektu po jego wyburzeniu przesłał do niektórych mediów oświadczenie, w którym podkreślił, że "ruiny te służyły tylko podejrzanym elementom zbieraczy złomów, którzy systematycznie rozbierali stalowe konstrukcje". Według niego teren jest duży i trudny do upilnowania. - Uważam, że nasze działania usunięcia resztek murów spalonej hali są w takim przypadku jak najbardziej racjonalne i zasadne - napisał. W oświadczeniu właściciel zaznaczył, że teren jest prywatny i "nie ma tam żadnego zabytku"; przekonywał, że decyzja o wpisaniu budynku do rejestru zabytków została z końcem maja ub. roku uchylona prawomocnym wyrokiem WSA w Warszawie.