O zarzutach poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu Józef Mizerski. Matka dzieci podczas poniedziałkowego przesłuchania odmówiła składania wyjaśnień. Nie zastosowano wobec niej żadnych środków zapobiegawczych. Prokuratura powołała zespół biegłych psychiatrów, którzy mają ocenić stan psychiczny podejrzanej. Do tragedii doszło na początku sierpnia w okolicach Działoszyna. Jak ustalono, 36-letnia matka wypoczywała wraz z piątką swych dzieci i asystentką rodziny z opieki społecznej na dzikim kąpielisku nad Wartą. Nurt rzeki porwał czworo kąpiących się dzieci - dwie dziewczynki: 7-letnią Hanię i 11-letnią Kasię oraz ich dwóch braci - 14-letniego Mieczysława i o rok starszego Andrzeja. Tego samego dnia wyłowiono z rzeki trójkę rodzeństwa - niestety, mimo reanimacji nie udało się ich uratować. Ciało 14-latka odnaleziono dwa dni później niespełna pół kilometra od miejsca tragedii. Kobieta próbowała ratować dzieci Matka dzieci była trzeźwa. Rodzina była pod opieką Ośrodka Pomocy Społecznej ze względu na trudną sytuację materialną; miała przyznaną asystentkę rodziny, której zadaniem było m.in. pomoc w opiece nad dziećmi. Kobieta była razem z rodziną nad rzeką. Zeznała, że w chwili tragedii opiekowała się na brzegu najmłodszym dzieckiem. Matka dzieci, ze względu na stan zdrowia, została przesłuchana dopiero po kilku tygodniach od tragedii. Według śledczych kobieta zeznała wówczas, że tego dnia dzieci bardzo chciały wykąpać się w rzece, że w miejscu dzikiego kąpieliska było płytko i nie zdawała sobie sprawy, że w pewnej odległości od brzegu jest znacznie głębiej. Próbowała ratować dzieci, ale sama musiała trzymać się gałęzi, bo nurt rzeki był zbyt silny. Śledztwo w sprawie tragedii prowadzi Prokuratura Rejonowa w Wieluniu. Ma ono też wyjaśnić ewentualną odpowiedzialność osób zarządzających tym terenem i brak jego zabezpieczenia. Warta w miejscu utonięcia dzieci jest szeroka i dość głęboka, jednak wielu okolicznych mieszkańców od lat korzystało z tego dzikiego kąpieliska.