Jarosław Rybak, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, potwierdza, że armia ma nie lada problem z jesiennym poborem. Tegoroczny dotyczy osób urodzonych w 1988 roku i starszych. Poborowi podlegają w tym roku również kobiety urodzone w latach 1979 - 1989, które kończą naukę w szkołach medycznych i weterynaryjnych oraz na niektórych kierunkach studiów psychologicznych. Wszystkich poborowych jest 290 tysięcy. Wojsko idzie w stronę pełnego zawodowstwa. Najdalej w 2012 roku mają służyć jedynie żołnierze zawodowi i kontraktowi. Armia ma liczyć około 150 tysięcy osób. Teraz mężczyźni są zobowiązani do odbywania służby zasadniczej. Oficerowie nie ukrywają: zgromadzenie pełnej obsady oddziałów w jednostkach wojskowych tej jesieni będzie trudne. Według rzecznika MON, najgorzej sytuacja z poborowymi wygląda w rejonach przygranicznych i w wielkich miastach. Z naborem nie jest też różowo w woj. łódzkim. To właśnie stąd w ciągu ostatniego 1,5 roku do pracy na Wyspy wyjechało ponad 14 tys. młodych ludzi (w tym 8,7 tys. mężczyzn w wieku poborowym). Major Edmund Jachimczyk, komendant WKU Sieradz, potwierdza: "Nie zgłasza się aż 4 na 10 poborowych. Podobnie jest w Piotrkowie Trybunalskim". Problem narasta od dwóch lat, odkąd otworzył się zachodni rynek pracy. Nikt dotychczas nie wymyślił, jak rozwiązać ten problem. Tylko nieliczni poborowi dobrowolnie zgłaszają się do wojska. Jednym z nich jest 18-letni Patryk Wolski z Piotrkowa. Odbywa służbę wojskową w Warszawie. "Zgłosiłem się na ochotnika. A to dlatego, żeby mieć wszystko uregulowane jak trzeba. Za kilka miesięcy wychodzę do cywila. Kolega załatwił mi pracę w Niemczech. Pojadę bez strachu" - wyznaje gazecie. Zupełnie inaczej myśli 21-letni Kamil Jeziorski z Sieradza. Od dwóch lat pracuje w Irlandii. W swojej miejscowości nie mógł znaleźć pracy. Nie zawiadomił WKU o wyjeździe. "Nie wiedziałem, że jest taki obowiązek. Sam do WKU nie pójdę. Jaką mam pewność, że żandarmeria mnie nie zatrzyma - pyta retorycznie. Zapewnia, że nie uchyla się od służby wojskowej. W Irlandii zamierza pracować tak długo, jak tylko się da. Woli nie myśleć o tym, że może zostać za nim wysłany list gończy. Mjr Jarosław Smurzyński, odpowiedzialny za pobór w Wojewódzkim Sztabie Wojskowym w Łodzi, przestrzega poborowych wyjeżdżających na dłużej niż dwa miesiące za granicę, przed lekceważeniem obowiązku stawienia się przed komisją. "O planowanym wyjeździe powinni uprzedzić wydział ewidencji ludności w swojej miejscowości. Formalności tej można też dopełnić w polskich ambasadach bądź konsulatach" - czytamy w "Dzienniku Łódzkim".