Prokuratura oskarżyła Łukasza P. o zabójstwo dziecka ze szczególnym okrucieństwem. Zarzuciła mu także znęcanie się nad Piotrusiem i jego matką. Grozi mu kara dożywotniego więzienia. Mężczyzna, który na proces został doprowadzony z aresztu, przed sądem przyznał się do winy. Odmówił składania wyjaśnień, ale odpowiadał na pytania. Do tragedii doszło w lutym 2008 w Aleksandrowie Łódzkim. Według śledczych, niespełna 18-letnia matka chłopca, która wróciła późnym wieczorem z pracy do domu, zastała w mieszkaniu konkubenta z nieprzytomnym dzieckiem. Oboje zanieśli syna na komisariat policji, gdzie akurat stała karetka pogotowia; podjęto reanimację niemowlęcia. Niestety chłopca nie udało się uratować. Dziecko pod nieobecność matki przebywało pod opieką 23-letniego ojca. Mężczyzna pił w domu alkohol z bratem i znajomym; gdy oni wyszli, skatował Piotrusia, bo przeszkadzał mu płacz dziecka. Bił syna po całym ciele; chłopczyk miał liczne sińce na głowie, brzuszku i plecach. Zdaniem biegłego lekarza dziecko doznało obrzęku mózgu, miało połamane żebra i pękniętą wątrobę, a obrażenia były tak rozległe, że trudno określić było bezpośrednią przyczynę jego zgonu. 23- letni ojciec w momencie zatrzymania był pijany; miał w organizmie 1,5 promila alkoholu. W prokuraturze początkowo nie przyznał się do zarzucanych czynów; później przyznał się, że pobił pięściami dziecko i rzucił je na łóżko. Przed sądem mężczyzna utrzymywał, że nie pamięta początku zdarzenia, a opamiętał się dopiero jak dziecko przestało płakać. Nie potrafił powiedzieć ile razy i po jakich częściach ciała bił syna. Śledztwo wykazało, że nie było to jednak pierwsze pobicie niemowlęcia przez ojca. Z zeznań matki chłopca wynika, że Łukasza P. denerwował płacz dziecka i nie mógł on znieść, że konkubina poświęca dziecku więcej czasu niż jemu. Oskarżony przyznał, że wcześniej bił Piotrusia; po jedynym z takich pobić dziecko doznało złamania żeber. Łukasz P. zapewniał jednocześnie, że nie chciał zabić syna. - Bardzo chciałem tego dziecka i żałuję, że tak się stało - mówił. Matka dziecka Sylwia W., która w procesie występuje jako pokrzywdzona, przed sądem potwierdziła, że mężczyzna pobił syna kilka razy, choć nie pamiętała dokładnie okoliczności ani kiedy do pobić dochodziło. Według niej mężczyzna raz uderzył go głową w główkę, a później kilka razy kopnął leżące na podłodze dziecko. Wtedy to prawdopodobnie doszło do złamania żeber. Wcześniej uderzył dziecko pięścią w twarz. Z relacji kobiety wynika, że między nią a konkubentem dochodziło do kłótni, a mężczyzna kilka razy uderzył ją. Matka dziecka przyznała jednocześnie, że gdyby dziecko nie zmarło, nigdy by nie wyznała, że była bita przez oskarżonego. Kobieta podkreślała, że bała się i nadal się go boi; mówiła, że wiele razy chciała się wyprowadzić, ale mężczyzna groził, że skrzywdzi całą jej rodzinę. Zeznająca w środę matka dziewczyny mówiła dziennikarzom, że oskarżony chciał tego dziecka i opiekował się nim, ale zdarzało się, że wybuchał i krzyczał; przy niej jednak dziecka nie uderzył. Według niej córka nie skarżyła się na niego. Biegli psychiatrzy, którzy badali mężczyznę nie stwierdzili choroby psychicznej ani upośledzenia umysłowego u oskarżonego.