Blok na Retkini w Łodzi terroryzuje mieszkanka trzeciego piętra. - Jest niezrównoważona - opowiada lokatorka zza ściany. - Przesiaduje w oknie i bluzga jak szewc na każdego przechodnia. Jak zauważy, że ktoś wchodzi do klatki, biegnie do drzwi i wyzywa od najgorszych. Przeżywamy gehennę, bo rzuca z okna jajkami, naczyniami. A potrafi też machnąć tym, co narobiła w pampersa. Na uciążliwą sąsiadkę narzekają też lokatorzy kamienicy na Bałutach. - Ta baba jest nie do wytrzymania - opowiadają o sąsiadce. - Krzyczy, wyzywa nas od najgorszych. Tylko dlatego, że ktoś za głośno schodzi po schodach. Przecina nam sznurki na strychu, rysuje karoserie samochodów. Nagminnie oskarża nas o to, że ją bijemy lub próbujemy zrzucić ze schodów. Bez przerwy twierdzi, że ją podtruwamy przez komin. Częstymi gośćmi w kamienicy na Bałutach są policjanci wzywani przez uciążliwą lokatorkę. - Musimy reagować na każde wezwanie. W tym przypadku ani razu nie było śladów, które mogły potwierdzać doniesienia o napadach - mówi aspirant Magdalena Piotrkowska z Miejskiej Komendy Policji. - Tak często zachowują się samotne chore osoby. Nawet nam trudno sobie z nimi poradzić. I sama wspomina czasy, gdy jako dzielnicowa musiała reagować na seryjne doniesienia lokatora kamienicy na Bałutach, który nękał sąsiadów. - Całe mieszkanie, łącznie z oknami, miał oklejone gazetami. Twierdził, że sąsiedzi zamontowali kamery i go podglądają. Wmawiał nam, że go biją i okradają. Jeden z sąsiadów miał nawet nielegalnie produkować w domu plastikowe figurki, i zatruwać go wyziewami z pieca - wspomina policjantka. Zakiszone mieszkanie Najczęstszą przyczyną sąsiedzkich waśni są huczne imprezy. - Sąsiedztwo pana T. jest koszmarem - opowiada Magdalena z al. Śmigłego-Rydza. - Imprezuje bez przerwy. Z początku nie chciałam uchodzić za zrzędę, więc nie wzywałam policji. Ale sąsiad rozkręcał się. Teraz nie ma dnia, by nie urządzał balangi. Sąsiedzi nie mogą spać przez głośną muzykę. Do tego goście sąsiada sikają na klatce schodowej, wymiotują na parapety. I nie ma mocnych na drania, bo gdy zjawia się patrol policji wzywany przez sąsiadów, muzyka jakimś cudem natychmiast cichnie. Skorego do imprezek sąsiada wspomina też Damian, lokator bloku na Olechowie. - Gdy nie pił, dało się wytrzymać. Ale po alkoholu włączał mu się destruktor. Idąc do siebie na ostatnie piętro, potrafił gołymi rękami potłuc wszystkie szyby na klatce schodowej. Schody spływały krwią z rozharatanych dłoni - opowiada Damian. Sąsiad "destruktora" do dziś nie zapomni pewnej nocy. - Jego żona włożyła chyba z pięćdziesiąt słoików kiszonych ogórków. Sąsiad wrócił na bani, wziął młotek i rozbił wszystkie. Wiem o tym, bo... woda z kiszonych ogórków zalała moje mieszkanie - opowiada Damian.