Proces w tej sprawie toczył się od sierpnia 2011 roku. W marcu ubiegłego roku został bezterminowo zawieszony, po tym jak obrona złożyła wniosek o ponowną obserwację psychiatryczną oskarżonego. Sąd przychylił się do niego, uznając, że dotychczasowe opinie biegłych w tej sprawie są niejednoznaczne. Uznali, że jest chory psychicznie Tuż po zatrzymaniu psychiatrzy uznali, że Mariusz M. jest chory psychicznie i nie może brać udziału w czynnościach. Powołany przez prokuraturę zespół biegłych z Łodzi - po przeprowadzeniu obserwacji psychiatrycznej - ocenił, że oskarżony w chwili popełnienia zbrodni miał w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność, ale może odpowiadać przed sądem; w przypadku skazania sąd mógłby zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary. Kolejną opinię, po ponownej obserwacji, wydał zespół biegłych z Wrocławia; uznali oni, że oskarżony jest całkowicie niepoczytalny. Ostatecznie sąd postanowił zasięgnąć jeszcze opinii biegłych z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, którzy także uznali oskarżonego za niepoczytalnego. W sądzie odbyła się wideokonferencja z ich udziałem. - Ta opinia była dla sądu kluczowa. Po jej uzyskaniu i dopytaniu biegłych sąd umorzył postępowanie, uznając, że Mariusz M. był niepoczytalny w chwili zarzucanych czynów. Zdecydował także o przymusowym umieszczeniu go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym - powiedziała Grażyna Jeżewska z biura prasowego sądu okręgowego. Prokuratura prawdopodobnie nie będzie odwoływać się od tej decyzji. - W kontekście tych dwóch zgodnych opinii wydanych przez zespoły biegłych powołanych przez sąd, prawdopodobnie uznamy to rozstrzygnięcie za słuszne - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Do tragedii doszło w wieżowcu w Łodzi Tragedia rozegrała się w połowie września 2010 roku w wieżowcu przy ul. Dąbrowskiego w Łodzi. Nad ranem przyjaciółka rodziny zaalarmowała policję, że nie może się z nikim skontaktować, a dzieci nie pojawiły się w szkołach. Gdy policjanci przyjechali na miejsce, mieszkanie było zamknięte; przy pomocy strażaków weszli do środka. W jednym z pokoi - w łóżkach - znaleziono zwłoki dwójki dzieci: 14-letniego chłopca i 9-letniej dziewczynki; w kolejnym - przykryte kołdrą ciało ich 35-letniej matki. Obok niej na łóżku leżał mężczyzna - mąż i ojciec ofiar. Miał obrażenia świadczące o tym, że usiłował odebrać sobie życie. Jak ustalono, wszystkie ofiary zginęły od uderzeń siekierą. Sprawca zabił najpierw żonę, a później syna i córkę. Prokuratura przedstawiła Mariuszowi M. zarzuty dokonania trzech zabójstw. Mężczyzna przyznał się do winy. Wyjaśnił, że planował popełnić samobójstwo, ale uznał, że rodzina sobie bez niego nie poradzi i postanowił ich wcześniej zabić. Początkowo chciał dokonać zbrodni bronią palną, ale nie mógł jej zdobyć. Kupił więc siekierę, którą ukrył w mieszkaniu. Martwiła się o zdrowie męża Ustalono też, że w dniu zabójstwa żona miała go zawieźć do szpitala psychiatrycznego, bo martwiła się o jego zdrowie. Mężczyzna już w latach młodości planował samobójstwo; podejmował też próby odebranie sobie życia, ostatni raz rok przed zbrodnią. Wtedy rzucił pracę i przeszedł na zasiłek rehabilitacyjny. Za zarzucane czyny groziło mu dożywocie.