Chamiejemy? "Chamiejemy" - twierdzą niektórzy socjolodzy. Z badań przeprowadzonych pod koniec 2008 roku przez TNS OBOP wynika, że: 70 proc. Polaków w ogóle nie uczestniczy w jakichkolwiek wydarzeniach kulturalnych, 27 proc. wykazuje jakiekolwiek zainteresowanie kulturą, 11 proc. było na koncercie, 37 proc. badanych w ciągu minionych 12 miesięcy przeczytało choć jedną książkę, 7 proc. wybrało się do teatru, 6 proc. na wystawę. Słabo? Słabo. Ale za to aż 99,2 proc. regularnie ogląda telewizję. Najpopularniejsze są "M jak miłość", "Klan", "Na dobre i na złe" oraz programy rozrywkowe, powtórki seriali i programy informacyjne. Co wynika z tych danych? Raczej nic wesołego. Czytelnictwo spada, udział w tzw. kulturze wysokiej też, rośnie jedynie sprzedaż filmów na DVD i liczba wejść na portal You Tube, na którym każdy może zamieścić dowolny film. Często nagrany przez siebie. I takie cieszą się największą popularnością: coś w rodzaju "Śmiechu warte"... Dane Głównego Urzędu Statystycznego mówią o bogaceniu się Polaków (zwłaszcza mieszkańców większych miast), ale to jednak nie przekłada się na nasz większy udział w kulturze. Wręcz przeciwnie. Czy zatem czeka nas intelektualna degradacja? Coraz młodsi słuchają coraz gorszej muzyki, w której lansowaniu przoduje choćby Radio Eska, największą popularnością cieszą się książki o wątpliwej wartości artystycznej, a największymi przebojami kinowymi stają się banalne komedie romantyczne... Czy będzie jeszcze gorzej i jak wygląda życie kulturalne w Piotrkowie? Tercet Egzotyczny, Ivan Komarenko, Feel Z muzyką sprawa jest prosta. Pełny amfiteatr i jego okolice zapewniają artyści, którzy także w innych miastach zapełniają hale i stadiony. Majowy przyjazd grupy Feel spowodował utrudnienia komunikacyjne w centrum Piotrkowa i uniesienie setek (tysięcy?) nastolatków. Wcześniejsze występy Bajmu, Kombi czy grupy Piersi również wywoływały ogromne zainteresowanie, choć raczej nie w takim stopniu, jak w przypadku Feela. Amfiteatr zapełniają także koncerty Tercetu Egzotycznego, Ivana Komarenki czy Janusza Laskowskiego. Ludzie lubią posiedzieć przy znanych przebojach, pokiwać się w rytm "Tych czarnych oczu" czy "Chłopców z naszego Puebla", potańczyć i wysączyć złocisty płyn. Czy to źle o nas świadczy? - Można do tego podchodzić z lekkim przymrużeniem oka, ale trzeba docenić to, że ludzie na takich imprezach świetnie się bawią - mówi Jacek Sokalski, od 2003 r. dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Piotrkowie. - Do tego jest amfiteatr, tam rządzą nieco inne prawa niż choćby na koncercie Filharmonii Łódzkiej. Może prezentuje się tam rzeczy mniej ambitne, ale jest na to zapotrzebowanie. Koncerty w amfiteatrze mają swoją stałą grupę zwolenników. Tak było od zawsze. Sokalski twierdzi, że od czasu, kiedy objął funkcję dyrektora MOK-u, sporo się zmieniło. - Zwłaszcza po remoncie budynku przy al. 3 Maja. Przez prawie rok z naszej propozycji skorzystało ponad 10 tys. ludzi. Były koncerty (Kora), występy kabaretów (Trybunały), przedstawienia czy operetka łódzka. Bilety na niektóre imprezy sprzedają się jak świeże bułeczki. - W przypadku operetki 600 biletów sprzedaliśmy w ciągu sześciu godzin! Świadczy to o tym, że jest u nas zapotrzebowanie także na kulturę wysoką. Widzę to również w podejściu piotrkowian do tej sztuki. Na nasze imprezy przychodzą elegancko ubrani, z szacunkiem dla innych i samej sztuki. To też się zmieniło w ciągu ostatnich lat - kontynuuje Sokalski. Dyrektor MOK-u twierdzi, że zmiany na lepsze zaczęły się od czasów prezydentury Waldemara Matusewicza. Inny "człowiek kultury" zauważa, że także obecny prezydent kulturze sprzyja. - Kiedy w ubiegłym roku niewielka zgraja frustratów przypuściła w internecie atak na "Interakcje" i na mnie personalnie, pewnego wieczoru zadzwonił do mnie Krzysztof Chojniak i powiedział: "Panie Piotrze, proszę się tym nie przejmować, tylko dalej robić swoje. Ja panu pomogę" - mówi Stanisław Piotr Gajda, twórca Festiwalu Sztuki Współczesnej "Interakcje". - Trudno o nim powiedzieć, że jest zwolennikiem takiej sztuki, ale przecież rolą prezydenta nie jest bycie znawcą czy wielbicielem takiego rodzaju kultury. On może pomóc i ten człowiek to robi. Świadczy o tym choćby powołanie Ośrodka Działań Artystycznych, które było oprotestowane przez tych, którym zależało żeby dalej niewiele się w mieście działo. W Piotrkowie dzieje się coraz więcej, także dzięki temu prezydentowi, a widać to zwłaszcza na Starym Mieście, które wygląda dziś zupełnie inaczej niż jeszcze trzy lata temu. I tam też naprawdę wiele się dzieje: są imprezy, wystawy, spotkania i koncerty. Jak się chce coś zrobić, to okazuje się, że można. Ludzie ze Starówki przy pomocy Chojniaka to pokazują. A że są frustraci, którym nigdy nic się nie podoba? Trudno, wszędzie są. Mimo krytycznych uwag pod adresem "frustratów" Gajda uważa, że z życiem kulturalnym w Piotrkowie nie jest jakoś szczególnie źle. Jest tak, jak wszędzie, czyli co najwyżej średnio. - Nie odbiegamy od ogólnej sytuacji. Z badań wynika, że mniej więcej 3 proc. społeczeństwa jest zainteresowane tzw. kulturą wysoką. Poza tym trzeba uściślić, co jest sztuką wysoką, a co niską. To różnica taka, jak między rozrywką a sztuką. Rozrywka służy temu, żebyśmy mogli zapomnieć o codziennych problemach, zaś sztuka - żeby przypominać o problemach, o których moglibyśmy zapomnieć. Np. o tym, że jesteśmy śmiertelni. Z muzyką w Piotrkowie jest prawie tak, jak ze wszystkim: przeciętnie. Są zespoły rockowe (Amnezja, Curiozum czy najbardziej znany Daimonion), a ich występy skupiają zwykle tę samą grupę odbiorców. Z reguły młodych odbiorców. Największy sukces piotrkowskiej formacji rockowej to wydanie płyty przez zespół Daimonion. Trudno jednak uznać dzisiejszą działalność tych zespołów za coś, co wywołuje szczególnie duże zainteresowanie publiczności. Na początku lat 90. było z tym o niebo lepiej. Znacznie większą popularnością wśród piotrkowskiej publiczności cieszą się festiwale kapel podwórkowych organizowane przez zespół Fakiry. To na pewno rozrywka i w pewien sposób promocja dla Piotrkowa. Jednak niektórzy twierdzą, że promowanie miasta takim rodzajem rozrywki to "obciach". - A niby dlaczego obciach? - pyta Marek Doleciński, lider Fakirów. - Każdy jest inny, każdy wybiera coś dla siebie: jeden woli jazz tradycyjny, inny klasycznego rocka, a jeszcze inny muzykę podwórkową. Czy mamy się wstydzić tego, że dobrze się przy takiej muzyce bawimy, że nas odpręża, powoduje, że zapominamy o codziennych kłopotach, śpiewamy, tańczymy? Taka jest funkcja rozrywki dla mas. I my taką rozrywkę poprzez nasze festiwale staramy się piotrkowianom zapewnić. I wcale się tego nie wstydzimy. Grochola, Gretkowska i "Rozlewisko" Okazuje się, że nie wstydzimy się także wypożyczać książek. Przedstawiciele Miejskiej Biblioteki Publicznej w Piotrkowie chwalą wypożyczających, a przy okazji także siebie. - Wbrew tendencjom ogólnopolskim czytelnictwo w naszym regionie zdecydowanie wzrasta - mówi jedna z bibliotekarek. - W ubiegłym roku Miejska Biblioteka Publiczna zajęła I miejsce w województwie jeśli chodzi o ilość wypożyczonych książek. Na koniec 2008 roku w wypożyczalniach MBP zarejestrowano aż 22,5 tys. czytelników (co stanowi 28,6 proc. ogółu mieszkańców Piotrkowa), natomiast w czytelniach zarejestrowano 35 tys. 800 czytelników. Bibliotekę odwiedziło prawie 184 tys. czytelników, którzy wypożyczyli ponad 572 tys. zbiorów. Nasi czytelnicy to przede wszystkim uczniowie i studenci (jakieś 30 proc. ogółu). Dużą grupę stanowią pracownicy umysłowi oraz osoby bezrobotne (jakieś 20 proc. ogółu). Jeśli chodzi o wiek czytelników, to najliczniejsza jest grupa osób w wieku 20 - 24 lata oraz 25 - 44 lata. Najchętniej czytamy powieści takich autorów, jak: Katarzyna Grochola, Manuela Gretkowska, Małgorzata Kalicińska, Monika Szwaja oraz Rafał Ziemkiewicz i Jerzy Pilch. Piotrkowianie zaczytują się też w "Sadze o Ludziach Lodu", thrillerach Stephena Kinga czy kryminałach Dana Browna. Tu nie odbiegamy do średniej krajowej. Można kpić z serii "Rozlewisko" czy powieści K. Grocholi, że to takie płytkie i banalne, ale... lepiej się cieszyć, że w ogóle jeszcze czytamy, zamiast siedzieć przy komputerze. Internet zastępuje kulturę Martwić się należy raczej tylko ogólnymi wynikami badań, które wskazują na nasz coraz skromniejszy udział w życiu kulturalnym. Dominuje samozaspokojenie ludyczne, a energia przenosi się do komputera i internetu. Dzisiaj np. historyczne gry komputerowe dla wielu pełnią podobną rolę jak niegdyś powieści Kraszewskiego. Znak czasów. Szybkich czasów. - Żyje się zdecydowanie szybciej, niż jeszcze parę lat temu - brak czasu powoduje, że skupiamy się na tym, co naprawdę ważne, czyli na pogoni za pieniądzem. Żyjemy w kulturze materialnej, więc najwyższą wartością jest kasa - mówi Kamila Jakubczak-Krawczyńska, socjolog z UHP Jana Kochanowskiego. - Człowieka ocenia się dziś nie po tym, ile książek ostatnio przeczytał czy ile sztuk obejrzał, ale po tym, ile co miesiąc wpływa mu na konto. Internetyzacja życia i języka - kolejna przyczyna spadku uczestnictwa w kulturze. Internet daje ci wszystko (prawie) i to od razu (chyba, że łącze masz słabe). Nawet z domu nie trzeba wychodzić. Poza tym - taniej. Trochę kasy zostanie na piątkowo-niedzielną wycieczkę po klubach, bo clubbing jest bardziej cool niż jakaś tam wycieczka do teatru... Być może rzeczywiście ocenianie człowieka po tym, co i ile przeczytał, nie jest dziś powszechne, ale czy wszystko, co niepowszechne, od razu trzeba odstawiać do lamusa? MCtka