Postępowanie w sprawie znęcania się nad zwierzętami prowadzi miejscowa policja. W miniony piątek Urząd Gminy w Łęczycy wydał w trybie pilnym decyzję o natychmiastowym przejęciu 10 koni z tej stadniny. W najgorszym stanie - zdaniem inspektorów - są źrebaki, które mają powrastaną w pyski uprząż, tzw. kantary. W czwartek zdecydowano się wywieźć pozostałe 41 koni. Ponad połowa z nich została już załadowana i przetransportowana w różne miejsca w okolicach stadniny; do końca dnia mają zostać przetransportowane pozostałe konie. - Konie musimy ładować bardzo powoli. Otrzymują zastrzyki ze środkami uspokajającymi, żeby mogły znieść transport, bowiem są bardzo zestresowane. Konie są przewożone do różnych miejsc niedaleko stadniny, gdzie będą leczone przez lekarzy weterynarii - powiedział prezes Pogotowia i Straży dla Zwierząt w Trzciance Grzegorz Bielawski. Przyznał, że były kłopoty z właścicielem, który próbował im uniemożliwić wywożenie koni. - Konie miały wyjechać rano, ale musieliśmy wezwać policję. Właściciel twierdził, że jest to bezprawne najście, wyzywał nas od przestępców, złodziei i nie pozwolił wyjeżdżać samochodom ze zwierzętami - opowiadał Bielawski. Po przyjeździe patrolu policji załadunek koni odbywał się bez kłopotów. Potwierdziła to rzeczniczka łęczyckiej policji Agnieszka Ciniewicz. - Dostaliśmy zgłoszenie od pogotowia, które prosiło o pomoc, ponieważ właściciel nie pozwolił na zabieranie zwierząt i czuli się zagrożeni. Udzieliliśmy pomocy i wszystko przebiegało później bez zakłóceń - dodała. Bielawski przyznał, że większość koni jest w złym stanie. - Konie mają grzybicę, podawano im wodę w zardzewiałych wiadrach, kopyta wyglądają jak wybryki natury, w stadninie zastaliśmy pół metra gnoju w kojcach. Ostatnimi miesiącami trwał dramat tych zwierząt - zaznaczył. Konie zostały zabezpieczone jako dowód rzeczowy w sprawie przez policję, a pogotowie prowadzi nad nimi opiekę. Obecnie czeka na ostateczną decyzję administracyjną wójta gminy na odbiór właścicielowi 41 sztuk zwierząt. Policja nadal prowadzi postępowanie w sprawie znęcania się nad zwierzętami, za co grozi kara do dwóch lat więzienia. Nikomu dotąd nie przedstawiono zarzutów. - Czekamy na opinie i ekspertyzy lekarzy weterynarii; nadal trwają przesłuchania świadków. Musimy zebrać cały materiał dowodowy, żeby bezbłędnie przedstawić zarzuty - przyznała rzeczniczka policji. Jeśli sprawa trafi do sądu, to on zdecyduje ostatecznie o losie zwierząt. Jeżeli sąd orzeknie przepadek koni i wyrok się uprawomocni, to zwierzęta na stałe znajdą nowe miejsce. - Natomiast jeśli sąd nakaże zwrócić właścicielowi, to będzie trzeba je niestety zwrócić - dodał Bielawski. Stadnina w Prądzewie należy do łódzkiego biznesmena, szefa Radia Parada Krzysztofa Kubasiewicza. PAP nie udało się z nim skontaktować. W rozmowach z mediami bagatelizował on wcześniej całą sprawę. Utrzymuje, że nie wyraził zgody na wejście na jego teren i zapowiedział skierowanie sprawy do prokuratury.