Na karę dożywotniego więzienia skazany został 54-letni Andrzej B., który - w ocenie sądu - był inicjatorem zbrodni. 60-letniemu Jerzemu J. sąd wymierzył karę 25 lat pozbawienia wolności. Obaj mężczyźni wcześniej byli wielokrotnie karani. Do zbrodni doszło na początku 2000 r. Wtedy to w lesie niedaleko Łodzi znaleziono poćwiartowane zwłoki mężczyzny. Okazało się, że był to Zdzisław K., który kilka dni wcześniej zniknął bez śladu. Ustalono, że przed wyjściem z domu rozmawiał on przez telefon z Andrzejem B. W mieszkaniu tego ostatniego, które - jak się po latach okazało - było miejscem zbrodni, nie znaleziono żadnych śladów. Śledztwo umorzono. Przełom nastąpił 10 lat później, kiedy była już konkubina Andrzeja B. opowiedziała policji o zbrodni. Jak twierdziła, nie mówiła o tym wcześniej, bo była zastraszana przez B. i bała się o życie swoje i dwójki swoich dzieci. W końcu postanowiła przerwać milczenie po tym, jak mężczyzna pobił jej obecnego partnera. Ustalono, że Andrzej B. zwabił kolegę do mieszkania i tam, przez wiele godzin brutalnie go bił i kopał po całym ciele. Pomagał mu Jerzy J. Później B. zakatował ofiarę młotkiem i wbił mu w szyję nóż. Sprawcy poćwiartowali zwłoki i porzucili w lesie. Andrzej B. zatarł ślady zbrodni w swoim mieszkaniu, m.in. wyrzucił dywan, zmienił tapety. Kiedy 10 lat później policjanci wznowili postępowanie, dzięki zastosowaniu najnowocześniejszej techniki odnaleźli w mieszkaniu m.in. ślady krwi; na podstawie badań DNA ustalono, że była to krew ofiary. Obaj oskarżeni nie przyznali się do winy. Skazując ich, sąd dał wiarę byłej konkubinie, uznając jej zeznania za wiarygodne. Wyrok jest nieprawomocny.