W ub. roku sąd pierwszej instancji orzekł, że liderzy zespołu - Michał Wiśniewski i Jacek Łągwa oraz wytwórnia Universal Music Polska mają zapłacić w sumie prawie 70 tys. zł powodowi za naruszenie jego praw autorskich. Chodziło o bezprawne - zdaniem Bogdanowicza - wykorzystanie fragmentów jego wierszy i aforyzmów w tekście piosenki pt. "Jeanny - end of the story", która znalazła się na trzeciej płycie zespołu. Wytwórnia płytowa wypłaciła powodowi część pieniędzy po wyroku. Od wyroku odwołał się jednak Michał Wiśniewski (apelacja Łągwy została odrzucona, bo muzyk jej nie opłacił). Pełnomocnik Wiśniewskiego, mec. Jan Tyszkiewicz podkreślił w czwartek, że sąd okręgowy pobieżnie potraktował opinię językoznawcy. Jak argumentował była ona korzystna dla jego klienta, bowiem biegły uznał, że piosenka nie jest plagiatem, a muzyk jedynie inspirował się twórczością więźnia. Oddalenia apelacji domagał się reprezentujący powoda mecenas Jan Piszczek. Jego zdaniem, sąd pierwszej instancji bardzo dokładnie przeanalizował i ocenił wszystkie kwestie. Sprawa miała swój początek w 1998 roku w Zakładzie Karnym w Potulicach, gdzie odbył się koncert "Ich Troje". Po występie Michał Wiśniewski spotkał się z jednym z więźniów, Piotrem Bogdanowiczem, który odbywał karę 25 lat więzienia za podwójne zabójstwo. Więzień przekazał liderowi zespołu maszynopisy ze swoimi wierszami i aforyzmami, aby mógł on poznać jego twórczość. Według Bogdanowicza, nie było wtedy mowy o wykorzystaniu wierszy w jakikolwiek sposób. Powód utrzymuje, że wymienił się z artystą adresami i telefonami. W 2001 roku skazany przypadkiem usłyszał utwór "Jeanny - end of the story" w radiu. Wyjaśnił, że usiłował się skontaktować z Wiśniewskim telefonicznie i listownie, ale telefon okazał się nieaktualny, a odpowiedzi na listy nie otrzymał. W 2003 roku wystąpił z pozwem do sądu. Rok później rozpoczął się proces. Przed sądem okręgowym Michał Wiśniewski utrzymywał, że otrzymał maszynopisy z utworami Bogdanowicza, ale według niego mężczyzna miał mu powiedzieć wtedy, że oddaje je w jego ręce i może zrobić z tymi utworami, co chce. Dodał, że przed wydaniem płyty chciał skontaktować się z autorem, bo nie znał wtedy jego nazwiska, ale nie udało mu się do niego dotrzeć. Dlatego też na płycie przy autorze tekstu tej piosenki znalazł się zapis "myśli i aforyzmy kolegi z Potulic". We wrześniu 2007 roku sąd okręgowy uznał, że Wiśniewski wykorzystał utwory Bogdanowicza, nie będąc do tego uprawniony, w sposób "naruszający fundamentalne prawa osobiste twórcy". Także wydawca - uznał sąd - miał możliwość zapobieżenia naruszenia praw autorskich powoda, ale tego nie zrobił, podobnie jak kompozytor muzyki - Jacek Łągwa. Zdaniem sądu okręgowego, o ile prawo własności w społeczeństwie rozumiane jest jako prawo do nieruchomości, do określonych przedmiotów to istnieje w naszym społeczeństwie przyzwolenie na korzystanie z cudzej działalności twórczej. Sąd obok wypłaty powodowi niemal 70 tys. zł zakazał także rozpowszechniania utworu i płyty z piosenką, wykonywanie jej na koncertach oraz nakazał pozwanym zamieszczenie przeprosin w jednym z ogólnopolskich dzienników.