Związkowcy nie wykluczają skierowania sprawy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W poniedziałek sąd warunkowo umorzył postępowanie wobec kobiet; uznał, że są winne, ale nie będą skazane. Pielęgniarki muszą jednak zapłacić na rzecz szpitala od 1,5 tys. do 4 tys. zł. W oświadczeniu przesłany zarząd związku napisał m.in. iż jest dla niego niezrozumiałe, że "w wolnej Polsce, przy akceptacji rządu, karze się ludzi za walkę o swój byt. Nie wystarczy składać wieńce pod pomnikami. Oczekujemy, że w naszym kraju będzie istniało niepodważalne prawo do wolnych i niezależnych związków zawodowych". Związkowcy obawiają się, że wyrok ten jest precedensem, który ma na celu przestraszenie osób walczących o swoje prawa. Ich zdaniem, w związku ze zbliżającymi się wyborami "rządzącym zależy na tym, aby związki zawodowe nie protestowały i nie strajkowały". Zapowiadają, że nadal będą walczyć z "rażącym łamaniem praw człowieka". Poinformowali również, iż nie wykluczają, że sprawę łódzkich pielęgniarek skierują do Trybunału w Strasburgu. Strajk pielęgniarek w "Barlickim" odbył się we wrześniu 2008 roku. Podczas protestu strajkujące siostry zbierały się w holu szpitala. W tym czasie pacjentami opiekowali się lekarze, pielęgniarki oddziałowe oraz te, które nie przyłączyły się do akcji. Pielęgniarki domagały się podwyżki płac do poziomu 2-3,5 tys. zł w zależności od stażu pracy i stanowiska. Po 11 dniach akcję zawieszono i zawarto porozumienie z dyrekcją, która w międzyczasie złożyła doniesienie do prokuratury o podejrzeniu nielegalności strajku. Szefowie placówki wyliczyli, że nielegalny protest pielęgniarek naraził szpital na stratę miliona złotych. Po zbadaniu sprawy prokuratura uznała, że strajk był nielegalny, bo został przeprowadzony wbrew przepisom ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Według śledczych nie dochowano terminu powiadomienia pracodawcy o rozpoczęciu strajku. Poza tym prokuratura uznała, że w referendum strajkowym wzięło udział mniej niż 50 proc. załogi. Czterem pielęgniarkom - członkom zarządu związku zawodowego, który przeprowadził protest - zarzucono kierowanie nielegalnym strajkiem. Pielęgniarki zapewniały, że organizując protest, były przekonane, że jest on legalny, bo miały taką opinię radcy prawnego. Nie zgadzały się również z zarzutem, że w referendum strajkowym wzięło udział mniej niż 50 proc. załogi. Ich zdaniem za protestem wypowiedziało się ponad 75 proc. wszystkich zatrudnionych w szpitalu pielęgniarek, a tylko ta grupa zawodowa brała udział w proteście. I to upoważniło związek do rozpoczęcia akcji. Po przedstawieniu kobietom zarzutów dyrekcja szpitala zwolniła je dyscyplinarnie. Pielęgniarki odwołały się od tej decyzji do sądu i żądają przywrócenia do pracy. Ta sprawa jest jednak zawieszona do czasu zakończenia procesu karnego.