Rady osiedli to przecież zaledwie jednostka pomocnicza samorządu i w sumie może niewiele. A jednak styczniowe wybory do kilku z nich wywołały wiele emocji i ogromne zainteresowanie. Głównie wśród tych, którzy kandydowali. Ściągawki dla głosujących, czyli głosuj zgodnie z linią Powszechnie uważa się, że wybory do rad osiedli mogą być trampoliną do dalszej kariery politycznej. Nie tylko w samorządzie. Są tacy, którym w nieco dalszej przyszłości marzy się start w wyborach parlamentarnych. Ale najpierw potrzebne jest przetarcie. Potrzebne jest stworzenie własnego elektoratu, własnych zwolenników, co do których można mieć pewność, że zagłosują jak trzeba. Tyle że nie wszyscy chcą się do tego oficjalnie i publicznie przyznać. Prawie każdy mówi o "służbie społeczności lokalnej", o pomaganiu "mieszkańcom, którym trudno jest coś na własną rękę załatwić" albo o "misji społecznikowskiej, którą wyniosło się z rodzinnego domu". Wybory do trzech piotrkowskich rad osiedli pokazały, że już prawie nic nie jest u nas wolne od polityki. Nawet tej w prowincjonalnym lub, jak kto woli, lokalnym wydaniu. Były obietnice, zapewnienia, deklaracje oraz karteczki, na których znajdowały się nazwiska osób "polecanych" przez danego politycznego lidera. Na listach umieszczonych było 15 nazwisk osób kandydujących do jednej z rad. Wystarczyło zagłosować właśnie na nie. Takie listy tuż przed samymi wyborami otrzymało wielu mieszkańców jednego z osiedli. Spora część z nich zagłosowała zgodnie z wytycznymi. Do złamania prawa nie doszło, bo przecież każdy głosował, jak chciał. A że dostał ściągawkę? To nie jest zabronione. Do kupowania głosów, co już kilka lat temu stało się naszą piotrkowską tradycją, tym razem nie dochodziło. Z tym, że nie na pewno. Kontrowersji jednak nie zabrakło. Jedni zarzucali drugim nieuczciwe zabiegi mające na celu pozyskanie elektoratu. Ot, choćby przemeldowanie po to, by móc wystartować w konkretnym okręgu. Tak zrobił Tomasz Sokalski, nowy członek Rady Osiedla "Wyzwolenia". - Tak, zrobiłem to, ale na wyraźne życzenie mieszkańców. Nie byłem wyjątkiem, a przemeldowałem się, bo prosili mnie o to mieszkańcy os. Wyzwolenia, którzy nie chcieli, aby przez podział poprzedniej rady zniweczyć prawdziwą pracę społeczną na rzecz mieszkańców. Sokalski, jednocześnie miejski radny, jest zdania, że winna upolitycznieniu akurat tej rady jest tzw. GTW, czyli część radnych Prawicy Razem, którzy zorientowali się w potencjale poszczególnych rad. I chcieli ten potencjał wykorzystać do własnych, politycznych celów. - Sam byłem powodem zawirowań wokół Rady Osiedla "Wyzwolenia" - GTW chciała wyeliminować pewne osoby z życia politycznego, chciała wprowadzić swoich "żołnierzy" do rad, a więc stworzyć bezpośrednie zaplecze polityczne przydatne przede wszystkim w wyborach do Rady Miasta, czyli ważniejszych. Zgadzam się z tezą, że dla wielu ludzi wybory do rad poszczególnych osiedli to po prostu trampolina do Rady Miasta.