Bridge to po angielsku most, stąd aż prosiło się tak nazwać grę, w której dwóch siedzących po przeciwnych stronach kwadratowego stolika partnerów, nie widząc nawzajem swych kart, próbuje ugrać więcej niż para przeciwników. Muszą współpracować, informować siebie nawzajem - ale i przeciwników - o sile swych kart drogą jawnej licytacji tego co, zdaje im się, są w stanie ugrać. Muszą trafnie odczytywać licytację partnera, umieć liczyć, przewidywać, planować. To gra dla inteligentnych ludzi, ucząca precyzji myślenia, w moim liceum polecała nam ją gorąco nauczycielka matematyki. Jako taką poznał tę grę, gdy miał zaledwie 6 lat, Krzysztof Michalak, lekarz, z urodzenia łodzianin, od kilkudziesięciu lat mieszkający w Łowiczu. Nauczyli go rodzice, grać nigdy nie przestał, od lat licealnych już grał sportowo, reprezentują klub "Pod siódemkami" z Piotrkowskiej 77. Drugim łowiczaninem w drużynie jest Marek Krajewski, przedsiębiorca, inżynier. On grał od studiów, sportowo zaczął za namową Michalaka. Skład drużyny uzupełniają gracze z innych miast, bo tworzy ją łącznie jedenastu mężczyzn. Tak, by na każdy turniej, bez względu na choroby, zajęcia zawodowe itp., drużyna była w stanie wystawić 2 pary. Dla każdego ta sama karta Brydż sportowy różni się od towarzyskiego tym, że pozwala wyłonić najlepszych, gdyż eliminuje element przypadkowości. W brydżu towarzyskim karta może iść lub nie iść, a jak nie idzie, to można jedynie zgrzytać zębami z wściekłości. W rozgrywkach brydża sportowego wszyscy grają te same rozdania, czyli zawodnicy różnych drużyn, grający na tych samych pozycjach, mają do dyspozycji te same karty. Komputer losuje karty, specjalna maszyna je rozdaje w taki sposób, że na kilkudziesięciu stolikach, przy których na turnieju rywalizują zawodnicy, na wszystkich pozycjach E karty będą takie same, podobnie na wszystkich pozycjach W, na wszystkich N i na wszystkich S (bo pozycje zawodników przy stoliku oznacza się tak jak strony świata, więc para E-W gra przeciwko parze N-S). Rozdanie trwa 8 minut, w tym czasie grę trzeba zakończyć. Każde rozdanie jest całością, otrzymuje się za jego rozegranie punkty - i potem idą nowe karty. Nie ma partii, jak w brydżu towarzyskim, nie ma robrów - więc inne są zasady liczenia punktów, ale takie same pozostają zasady rozgrywki. Przy tym komputer dba o to, by karta dla zawodników N była, w przekroju kilkudziesięciu rozdań, podobnie "mocna" jak karta dla zawodników E itd. Od rozrywki do sportu Towarzyski brydż to rozrywka. Intelektualna, kształcąca, przez niektórych uznawana za nobilitującą - ale rozrywka. Może przy niej być piwo, jest rozmowa, śmiech, złość, mimika. Brydż sportowy to już mechanizmy mające wykluczyć manipulacje: od poziomu II ligi przeciągnięte po przekątnej stołu zasłony sprawiające, że grający nie widzi partnera tylko jednego z przeciwników, podobne bariery pod stołem uniemożliwiające dawanie sobie znaków nogami, licytacja za pomocą kartek, co wyklucza "granie" modulacją głosu. Do tego konieczność poinformowania przeciwników jakim językiem odzywek para się posługuje. Języków powszechnie stosowanych jest kilka, mistrzowskie pary opracowują własne - ale zawsze trzeba objaśnić, co oznacza dana odzywka. No i są sędziowie. Niby niewielu, bo 2 na cały turniej, ale też ich rolą jest przede wszystkim interweniowanie w sytuacjach spornych - gdyż zasadniczo grający nawzajem się kontrolują. Brydż się szybko oczyszcza sam - mówi Krzysztof Michalak. - Opinia, że jakaś para gra nieczysto, szybko się rozchodzi. Taka para podlega środowiskowemu ostracyzmowi i zwykle szybko się rozpada. Adrenalina Jak to się dzieje, że od studenckiej rozrywki przechodzi się do regularnej, sportowej rywalizacji? - Decyduje adrenalina, chęć pokazania swojej wyższości - mówi Krzysztof Michalak. Tę adrenalinę czuje wielu: Polski Związek Brydża Sportowego ma w rejestrach osób, które uczestniczyły w turniejach niemal 13 tysięcy nazwisk,a składki członkowskie na 2010 rok uregulowało już ponad 6 tysięcy osób. To plasuje PZBS wśród największych związków sportowych w Polsce. Do najsłynniejszych polskich brydżystów należą też znani politycy, jak m.in. SLD-owski baron z Podkarpacia, mistrz międzynarodowy Krzysztof Martens oraz założyciel Unii Polityki Realnej, mistrz krajowy i autor wielu książek o brydżu Janusz Korwin-Mikke. Brydż był w Polsce najbardziej popularny w latach 70. i 80., spotkania przy brydżu były wtedy stałym elementem życia studenckiego i licealnego. To potem zostało, Michalak i Krajewski wspominają, jak mając już dzieci, z rodzinami wyjeżdżali na wakacje połączone z brydżem, zabierając niekiedy innych znajomych, przez co przy brydżowych stolikach w ich gronie przewinęło się sporo osób z Łowicza. Ale adrenalinę można wytwarzać w różny sposób, nie zawsze rodzina podziela fascynacje grających. Ani Krzysztof Michalak ani Marek Krajewski nie grają w parach ze swoimi żonami, ich dzieci także nie grają sportowo. Może także dlatego, że gra sportowa wymaga zaangażowania czasu. Team Krajewski Łowicz, występujący od 5 lat pod tą nazwą, rozegrał od października 2009 do marca 2010, w jednej z czterech 16-zespołowych grup II ligi, aż 624 rozdania. A lato, przed inauguracją I ligi, także da sporo okazji do gry, bo to okres wielu turniejów, w tym wielkich kongresów brydżowych, gromadzących po 500 par. Występy w lidze nie przynoszą żadnej gratyfikacji finansowej, z kolei udział w turniejach to wpisowe i nagrody. Kto wygra - zyskuje, reszta raczej dokłada do przyjemności grania. Czyste amatorstwo - ale jaka satysfakcja! Nie zastąpi jej gra on-line z partnerami z całego świata, jaką oferuje internet. To też wciąga, Marek Krajewski mówi, że to straszny złodziej czasu - ale dreszczyku emocji przy rzeczywistym rozdaniu, przy prawdziwym stoliku, nie da się zastąpić.