Wydarzenia rozegrały się w maju 2009 roku na ul. Gruszkowej w Łodzi. Wszystko zaczęło się od tego, że dostawca pizzy Tomasz S. wjechał samochodem w kałużę i ochlapał dwóch mężczyzn. Ci - jak wynika z jego relacji - chcieli go zatrzymać, gdy wracał, byli agresywni. Jeden z nich - jak wyjaśniał w śledztwie oskarżony - ściskał rękę tak, jakby trzymał kamień albo cegłę. Według oskarżonego, dawał on mężczyźnie stojącemu na środku ulicy sygnały światłami, chciał go ominąć, ale nie miał jak. Był przekonany, że mężczyzna, którego potrącił, został na drodze za samochodem. Nie zatrzymał się z obawy, że zostanie napadnięty. Tomasz S. wlókł go pod autem niemal 1,5 kilometra. Dopiero, gdy zaparkował, zauważył ciężko rannego człowieka. Wezwano pomoc. Ofiarę wydobyli spod auta strażacy. Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie zmarł. Prokuratura oskarżyła Tomasza S. o ciężkie zranienie przechodnia, którego efektem była jego śmierć. S. od początku nie przyznawał się do winy. W pierwszym procesie sąd I instancji skazał Tomasza S. na karę dwóch lat i ośmiu miesięcy pozbawienia wolności. Trzy lata temu łódzki sąd apelacyjny uchylił ten wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. W ponownym procesie sąd okręgowy złagodził karę ze względu na ograniczoną poczytalność skazanego i wymierzył S. 6 tys. zł grzywny. W czwartek sąd apelacyjny utrzymał ten wyrok w mocy uznając, że sąd okręgowy "prawidłowo rozstrzygnął całą sprawę".