Zostali zatrzymani 23 czerwca 2006 roku za oszustwo swoich klientów. Agencja finansowa Omega pobierała w okresie od grudnia 2005 do 22 czerwca 2006 roku pieniądze od klientów, którzy za ich pośrednictwem płacili rachunki - ale nie wysyłała ich tam, gdzie trzeba tj. do banków, ZUS, KRUS, Zakładu Energetycznego, spółdzielni mieszkaniowych i wielu innych. W akcie oskarżenia Prokuratura Rejonowa w Łowiczu określiła aż 740 pokrzywdzonych przez agencję Omega. Kwota, na jaką oszuści naciągnęli swoich interesantów, została określona na minimum 170 tys. zł. Oskarżeni w toku postępowania przyznali się do winy. Za oszustwo grozi im od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Państwo D. złożyli wniosek o dobrowolne poddanie się karze, proponując karę 2 lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na okres próby 5 lat oraz obowiązek naprawienia szkody w ciągu 5 lat. Państwo K. mieszkają obecnie w Skierniewicach. Katarzyna K. pracuje jako pracownik biurowy i zarabia najniższą krajową, czyli 1050 zł brutto, zaś jej mąż Dariusz K. jest emerytowanym wojskowym i otrzymuje świadczenie w wysokości 1060 zł. Katarzyna K. przyznała się przed sądem do popełnienia zarzucanego jej czynu, jednak odmówiła składania wyjaśnień, utrzymując, że wszystko już powiedziała na etapie postępowania przygotowawczego. - Nie było naszym celem to co się stało. Nie byliśmy przygotowani do obrotu takimi sumami - powiedziała oskarżona. Sąd w związku z tym odczytał wyjaśnienia, wcześniej składane przez małżeństwo K. Wyjaśnienia oskarżonych Dariusz K. założył firmę handlowo-usługowo-finansową w 2003 roku, przez pierwszy rok K. nie podjęli działalności, dopiero na początku 2004 roku, kiedy to wynajął lokal przy ul. Krakowskiej. Katarzyna K. nie została zatrudniona, gdyż jako żona mogła mu nieodpłatnie pomagać w prowadzeniu działalności. Państwo K. nie mieli pieniędzy na wyposażenie biura, ani na tzw. rozruch firmy. Wręcz przeciwnie, mieli 35 tys. zł długów w postaci kredytów i zaległych opłat. Liczyli na to, że zyski z prowadzonej działalności w miarę szybko pozwolą im te długi spłacić. Pierwsze przywłaszczone pieniądze, pochodzące z wpłat dokonywanych przez klientów w agencji Omega, przeznaczone zostały przez państwa K. na wyposażenie biura. Kupili biurka, komputery, regał za 10 tys. zł. Za pieniądze od klientów spłacili też swoje kredyty. Przyjęte od klientów wpłaty z czasem regulowali. Proceder ten był powtarzany. Z bieżących wpłat od klientów Katarzyna K. regulowała zaległe przelewy klientów. W październiku 2005 roku pojawiły się dodatkowe problemy. Obroty firmy spadły, gdyż pojawiły się konkurencyjne agencje. Złożyło się na to także wprowadzenie opłat za przelewy w Kredyt Banku, gdzie Omega miała swoje konto. Katarzyna K. pobierała za przelew prowizję 1,50 zł, podczas gdy bank wprowadził również prowizję w takiej wysokości. W Omedze podniesiono opłaty, a liczba klientów spadła. 2 - 3 miesiące trwało poszukiwanie bezpłatnego konta w innym banku. Państwo K. posiadali jeszcze jeden punkt obsługi interesantów, przy ul. Tuszewskiej, gdzie zatrudnione były dwie pracownice, łącznie na 1,5 etatu. Z powodu konieczności zatrudnienia pracowników był on nierentowny w ocenie państwa K. Punkt na Bratkowicach działał od marca 2005 do kwietnia 2006 roku. Pracownice te tylko przyjmowały wpłaty, a przelewy realizowała już oskarżona. Kiedy Katarzyna K. przyjmowała wpłaty od klientów, ograniczała się tylko do przyjęcia gotówki. Kwitowała pieczątką "zapłacone", ale nie podpisywała się. Ewidencjonowała pokwitowania dopiero kiedy taktycznie dokonała wpłaty. Początkowo robiła to w ciągu 7 dni. z czasem termin przesunął się i do klientów zaczęły docierać ponaglenia. Miesięczne wpływy agencji w październiku 2005 roku wynosiły około 680 tys. zł. We wskazanym trudnym okresie, właśnie od października 2005 do końca funkcjonowania agencji jej właściciele przeznaczyli około 80 tys. zł z wpłat od klientów na własne potrzeby - na życie. Katarzyna K. w końcu przestała panować nad przepływami finansowymi w firmie. Problemów nie dało się dłużej trzymać w tajemnicy. Oskarżeni chcieli mieli zamiar poczekać do 1 września 2006 roku, kiedy to Dariusz K. miał odejść na emeryturę. Liczył, że otrzyma 110 tys. zł odprawy i dzięki nim spłaci zaległości na rzecz klientów. Nie udało się. Na pytanie sądu Dariusz K. wyjaśnił, że faktycznie wraz z przejściem na emeryturę otrzymał 90 tys. zł, z czego około 50 tys. zł przeznaczyli z żoną na spłatę zadłużenia. - Po zdarzeniu nie mieliśmy żadnych dochodów, gdyż ja nie miałem jeszcze wypłacanej emerytury - tłumaczył dlaczego całej kwoty nie przeznaczyli na spłatę poszkodowanych. Oskarżeni tłumaczyli, że nie mieli adresów poszkodowanych i dlatego nie mogli do nich dotrzeć, gdyż pokwitowania wydawane w agencji zabezpieczyła policja. Sąd wskazał, że strony postępowania mają wgląd w akta sprawy. Stąd wniosek, że oskarżeni mogli w dość prosty sposób adresy ustalić. Do dnia 6 października oskarżeni spłacili około 47 tys. zł na rzecz poszkodowanych. Sąd pouczył oskarżonych, że z instytucji dobrowolnego poddania się karze będą mogli skorzystać, gdy prokurator oraz poszkodowani się na to zgodzą. Sąd zobowiązał oskarżonych, żeby do 20 października przedstawili w formie pisma procesowego wniosek o dobrowolne poddanie się karze, dokładnie precyzując obowiązek naprawienia szkody (wskazanie osób i roku w którym nastąpi spłata), który wykonają w ciągu maksymalnie 4 lat, aby sąd miał możliwość kontroli jego wykonania w ciągu 5 lat próby, na który oskarżeni chcą, aby zawieszone zostało wykonanie kary pozbawienia wolności. eb